Wisia, Szarusia, Popiołek i inne koty z naszego podwórka

Wisia

My

Nazwali mnie Wisia po tym jak odkryli, że nie jestem kotem. Bo na początku zwali mnie Wąsik za te moje wyjątkowo długie i piękne wibrysy. Te gapy nie znają nawet tej nazwy, a pomylenie płci to już superwpadka.
Są dwie samiczki i dwóch samców, a wśród nich po jednym starym i młodym. Bardziej o nas dbają samiczki, chociaż ten młody samiec to kiedyś wybudował nam domek i teraz mamy ciepło. Mama mówi, że kiedyś w ogóle tu nie mieszkali. Była tylko ona i moja starsza siostra, która sobie potem poszła. To jednak były biedne czasy bo po jedzenie musieli biegać do sąsiadów. Nie to co teraz kiedy mamy małą stołówkę, również dzieło młodego. Zaraz jak się wprowadzili i zobaczyli moją mamę z małym kociątkiem zaczęli dokarmiać. Tak, że niebawem mamie wyszły sześcioraczki. Dwoje czarno-białych i czworo szaraczków.

Łapka

Drugim czarno-białym był mój brat, którego nazwali Łapką kiedy sobie tylną złamał. Wtedy wzięli go do domu i nie wypuszczali przez kilka tygodni. Łapka nam opowiadał potem, że wziął go ten młody do swej garsoniery na samej górze. Łapka początkowo chował się pod kanapą. W łazience obok była kuweta z piaskiem. Dziwili się, że od razu wiedział do czego służy. Też mi coś.
Jak się trochę oswoił to ten młody chętnie z nim się bawił. Kiedy już Łapka wyzdrowiał to często zaglądał do nich do domu. Nic się nie bał, bo my to woleliśmy trzymać się z daleka. Niestety pewnej zimy łapka zachorował i wyzionął ducha.

Rozmowa

– Cześć Wisia! Co ci się śniło? – zagadnąłem czarno-białą kotkę.
– Rzeka pełna mleka.
– Przecież wam nie dajemy mleka, bo to szkodzi kotom.
– No właśnie. Dlatego nam się śni, że mamy je.
Co powiedziawszy Wisia odeszła na ławeczkę by wygrzewać się na wiosennym słońcu.
Natomiast podeszła do mnie szara kotka zwana Szarusią.
– Taka głodna jestem. Daj mi coś na ząb.
– A co byś chciała?
-Najlepiej tę konserwę z sardynkami.
– Niestety skończyła się, ale zaraz, bo kolega mi przysłał sardynki na święta, więc podzielę się z tobą.
Po czym wyjąłem rozpoczętą puszkę z lodówki i dałem jej zawartość na miseczkę kotki.
– A czy te ludzkie konserwy są zdrowe? Nie zaszkodzą kotom? – Szarusia kręciła nosem.
– To najwyższa jakość. Wierz mi – jąłem zapewniać.
Na to zbliżył się do nas brązowawy kocurek zwany Popiołkiem, który nie dał się dwa razy prosić kiedy mu dałem porcję sardynek na jego miseczkę.
Cała ta rozmowa toczyła się w ogrodzie, bo koty są półdzikie i nie wchodzą do domu. Niekiedy dają się pogłaskać najbardziej zasłużonym opiekunom.

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. MPU pisze:

    Opowieści o kotach mają w sobie tyle uroku – i potrafią skraść serce:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *