Lepszy wynik czyli przestępczy naukowy wyścig

Lepszy wynik

– Witaj, Moniko. Jak miło spotkać znajomą twarz. – Młody mężczyzna szeroko uśmiechał się do jeszcze młodszej dziewczyny z wyglądu studentki.
   – Witam, panie Eryku. A skąd pan się tu wziął? – Monika z lekkim skrępowaniem odwzajemniła uśmiech – Też pana interesują Sudety?
   – Skończ z tym panem, proszę. Eryk jestem – co mówiąc wyciągnął rękę na powitanie.
   Dziewczyna była lekko zaskoczona, lecz odwzajemniła gest patrząc Erykowi prosto w oczy z figlarnym uśmiechem. Para stała przed autobusem na stacji benzynowej popijając kawę z plastikowych kubków. Wokół panował ruch podróżnych i samochodów. Długa kolejka do toalety świadczyła o tym, że właśnie stację okupuje grupa autokarowych wycieczkowiczów.
   – Uwielbiam góry, chociaż praca rzadko mi pozwala wyrwać się choć na chwilę – kontynuował rozmowę Eryk.
   – Ja też teraz mam mnóstwo pracy, ale jednak postanowiłam trochę wypocząć – wtórowała mu Monika – Słyszałam, że szykujesz rozprawę – zapytała po chwili milczenia.
   – Już właściwie skończona.
   – To gratuluję.
   – Nie ma czego. Dopiero jak zdam kolokwium, a CKK nie zaprotestuje będzie czas na gratulacje – Eryk westchnął – A jak tam twój doktorat?
   – Właśnie od myślenia o nim usiłuję uciec, ale jest obiecująco.
   – A to przepraszam. Już słowa o uczelni nie powiem.
   I jakby na dowód swoich intencji zaczął rozglądać się wokół, podziwiając pobliski lasek.
   – Cały czas przed nią uciekam jak nie w góry to w książki historyczne – wznowiła rozmowę Monika.
   – Lubisz historię?
   – Uwielbiam.
   – Ja już mniej, ale w szkole szalałem za nią. Pamiętam jak z wypiekami na twarzy czytałem „Królów przeklętych”.
   – O tak. Piękna lektura, ale u nas jakby ktoś coś takiego napisał o naszych władcach to by go chyba zlinczowali.
   – Może byśmy usiedli razem – zaproponował Eryk – Z tyłu są wolne miejsca.
   Dalsza rozmowa toczyła się już w autobusie, gdzie dyskusje na różne tematy zupełnie ich pochłonęły. Młoda doktorantka odniosła wrażenie, że wyraźnie podoba się Erykowi, który był niezwykle czarujący również w dalszej części wycieczki. Wrócili więc z niej już nieźle zaprzyjaźnieni.
   



   – Hej, Moniko. I jak tam po wycieczce? – wołał do niej Eryk kiedy spotkali się w uczelnianej kantynie.
   – Twarda rzeczywistość śmierdzącego laboratorium chemicznego pozwoliła mi szybko o niej zapomnieć – skarżyła się Monika.
   – Słyszałem, że masz obiecujące wyniki.
   – Tak mówią – Monika odpowiedziała z wahaniem – ale ja wolę w to nie wierzyć.
   – Więcej wiary w siebie – śmiał się Eryk – A może… – zaczął nie kończąc.
   – Co chciałeś powiedzieć?
   – Że nasze badania są dosyć podobne i moglibyśmy wspólnie publikować. Ja już mam gotowy artykuł do „Chemical Review” i jakbyś zechciała się z nim zapoznać to moglibyśmy działać razem.
   – No nie. Tak to ja nie mogę – ucięła stanowczo Monika.
   Wyraźnie wytrącony tym Eryk szybko zakończył rozmowę.
   



   Eryk wszedł do laboratorium z tak głośnym huknięciem drzwiami, że aż zatrząsł się sprzęt laboratoryjny rozmieszczony na najwyższych półkach. Przy jednym z dwóch biurek pod oknem siedział młody mężczyzna w białym kitlu. Nozdrza podrażniały unoszące się w powietrzu ostre zapachy odczynników chemicznych.
   – Coś taki zły? – siedzący za biurkiem nie omieszkał zwrócić uwagi na zachowanie kolegi.
   – To ta smarkula Monika. Odmówiła jakiejkolwiek współpracy – westchnął rzuciwszy papiery na blat biurka.
   – A ty chciałeś z nią współpracować?
   – A czy mam inne wyjście, Marku, jak na tym jej ostatnim seminarium jej wyniki okazały się konkurencyjne do moich? Nawet jak głupi pojechałem za nią na wycieczkę, żeby ją zmiękczyć – wybuchnął Eryk siadając na swoim biurku.
   – Rzeczywiście. Jeśli jej się uda to twoja metoda nie zabłyśnie.
   – Jedyną szansą były dla mnie wspólne publikacje, wtedy recenzenci nie czepialiby się mojej habilitacji wiedząc, że mam coś więcej do powiedzenia. Zresztą mógłbym łatwo opóźniać publikowanie. A tak to jak ujrzą pracę Moniki moją pogrążą. Tylko czekają na okazję.
   – Ale przecież ona nie ma jeszcze skończonych badań – jakaś myśl rozjaśniła oblicze Marka.
   – Co masz na myśli?
   – Myślę o tym jej laborancie. Jak mu tam?… – zastanawiał się Marek.
   – Józef. I co z tego?
   – Ostatnio słyszałem jak się skarżył na finanse. Może byś z nim pogadał?
   – To jest myśl! – triumfalnie wykrzyknął Eryk, a jego oblicze rozjaśnił lisi uśmieszek.
   



   Starszy mężczyzna zdał klucze na portierni i udał się w kierunku wyjścia. Od tablicy ogłoszeń oderwał się Eryk i zaczął za nim podążać. Kiedy już znaleźli się na ulicy dogonił go.
   – Witam panie Józefie – zagadnął.
   – A to pan – odpowiedział bez entuzjazmu Józef nie zwalniając.
   Szli ulicą pełną sklepów, restauracji i kawiarni. Świeciło popołudniowe słońce.
   – Ma pan może chwilkę na rozmowę?
   – A o co chodzi? – zdziwił się Józef przystając. Akurat było to w miejscu, gdzie pokaźną część chodnika zajmował kawiarniany ogródek. Z wnętrza lokalu dochodziły zapachy świeżo parzonej kawy, świeżych owoców i pieczywa.
   – To siądźmy tu w tej kawiarni. Czego się pan napije?
   Zbity z tropu pan Józef bez protestu przystał na propozycję.
   – Ile to już lat pan u nas pracuje? – zaczął rozmowę Eryk, kiedy zamówili kawę i pieczywo.
   – Właśnie stuknęło trzydzieści – z dumą oznajmił Józef.
   – A pieniędzy pewnie ciągle mało, co?
   – Ano mało. Cóż zrobić?
   – Może by się coś dało zarobić – podchwycił Eryk.
   – Ja zawsze chętnie, a co pan masz do zrobienia?
   – Dużo to pan się przy tym nie narobi. Właściwie to rzecz polega na tym, żeby nie robić – tajemniczo zachęcił Eryk.
   – A to dziwne jakieś – pokręcił głową Józef.
   – Chodziłoby o to, żeby nie za szybko realizować badania Moniki – wypalił wreszcie Eryk.
   Józef siedział przez chwilę oniemiały analizując to co usłyszał.
   – Ja się w coś takiego nie mieszam – oznajmił w końcu wstając i wyciągając banknot, żeby zapłacić.
   – W porządku, ale niech pan nie płaci. To ja zapraszałem – wydobyło się z zeschniętego gardła Eryka.
   



   Trumna powoli opadła na dno grobu. Grabarze przykryli go siatką i wzięli się za układanie przyniesionych przez żałobników wieńców i kwiatów. Eryk podał wieniec z napisem „Ostatnie pożegnanie Reginy. Niepocieszeni w bólu córka Bronisława, zięć i wnuki”.
   – Bronia. Chodźmy już – ponaglił kiedy nad grobem pozostali sami.
   Stypa odbywała się w restauracji niedaleko cmentarza. Kiedy weszli podawano już rosół. Zauważył, że w gronie najbliższej rodziny nie ma już dla niego miejsca, więc pozwolił żonie się przysiąść, a sam znalazł sobie miejsce gdzieś w końcu stołu.
   – Mógłby być cieplejszy ten rosół – odezwał się jego sąsiad. Mężczyzna w wieku około trzydziestu lat o twardych rysach i przenikliwym spojrzeniu.
   – Dla mnie ta stypa i pogrzeb to najmilsza impreza po latach gorących posiłków teściowej, które okraszone jej zrzędzeniem dosłownie stawały mi w gardle – wyrwało mu się i od razu tego pożałował.
   Spojrzał na sąsiada, ale ten nie wyglądał na zgorszonego tylko uśmiechnął się zagadkowo i powiedział:
   – To trzeba było do mnie się zwrócić, skróciłbym te pańskie cierpienia.
   Eryk poczuł gwałtowne uderzenia serca, a przez jego mózg przelatywały pytania „On kpi sobie ze mnie? To jakaś pułapka? Czy zaraz doniesie na mnie żonie?”. Tamten zdawał się zauważyć popłoch w oczach Eryka i dodał uspokajająco:
   – Serio mówię. Nie prowokuję pana. Tej kobiety to nawet nie znałem. Jestem tu jakby to powiedzieć … służbowo. Mam zlecenie na jedną z tu obecnych osób – dokończył szeptem.
   Mróz przeszedł po plecach Eryka. „A więc mam do czynienia z płatnym mordercą” – pomyślał. W trakcie konsumowania zrazów rozważał czy to nie jego miał na myśli tajemniczy mężczyzna. Zerknął na niego. Ten jednak oddalił się i rozmawiał z kuzynostwem, ale jego wzrok nieustannie penetrował salę. Uspokoił się. Jednak, gdy raczył się jeszcze schabowym, jego głowę przeszyła nagła myśl. „A może by tak poprosić go o pomoc w mojej sprawie?”. Zanim powrócił jego sąsiad był gotów to zrobić albo odwrotnie cichcem uciec z przyjęcia.
   – I jak smakuje? – sąsiad powracając przerwał te rozważania.
   – Całkiem, całkiem – zbył pytanie.
   – Ja już będę leciał. Pewnie jak byśmy posiedzieli to coś więcej by mi pan powiedział.
   – O czym? – zdziwił się Eryk.
   – Na przykład o swoich kłopotach, ale może jeszcze się spotkamy. Proszę – zdumionemu jego słowami Erykowi wcisnął do ręki niewielki kartonik.
   Dopiero po dłuższej chwili od rozstania ten spojrzał na wizytówkę, na której napisano: „dr Jan Watson, specjalista chorób społecznych, jw@vip.com”. Szybko schował ją do portfela.
   



   Eryk wszedł do lokalu i usiadł przy barze na wysokim stołku.
   – Tyrolskie proszę – rzucił mężczyźnie z obsługi i już po chwili raczył się złocistym płynem.
   Minęło parę minut, gdy usłyszał:
   – Witam pana – Mężczyzna z pogrzebu siedział obok niego i przyglądał mu się z tym samym co wtedy uśmieszkiem.
   Znowu przeszły go ciarki po plecach. Napisanie e-maila i umówienie się na spotkanie wiele go kosztowało. Zdopingowały go dopiero naukowe postępy Moniki, o której osiągnięciach mówiło się już na wydziale. Jej metoda wydawała się tak obiecująca, że w razie sukcesu musiałby zapomnieć o swojej, gdyż nikt by już nie chciał go słuchać. A jego rozprawa habilitacyjna ślimaczyła się. Przeszkody formalne opóźniały publikację, a co za tym idzie wyznaczenie recenzentów i posłanie im jego publikacji. Dopiero pozytywne recenzje dałyby mu jako takie bezpieczeństwo, gdyż rzadko który recenzent byłby tak nieroztropny by wycofywać wcześniejszą zastępując negatywną nawet gdyby pojawiły się w świecie nauki nowe fakty.
   – Ja chciałem panu dać, no … to, ja kto się mówi …e – Eryk nie potrafił się wysłowić.
   – Wszystko rozumiem panie Eryku. Chce mi pan dać zlecenie – półgłosem przerwał mu w końcu tamten.
   Eryk osłupiał.
   – Skąd pan zna moje imię? – wyszeptał rozglądając się na boki.
   – To mój zawód – kpiąco roześmiał się tamten – Nie mam za dużo czasu. Więc o kogo chodzi? – dokończył twardo.
   Eryk z koperty wyrzucił na blat baru kartkę papieru, tak by nie dotknąć tej ostatniej. Kartka zawierała wszystkie dane Moniki jakie tylko uznał za ważne. Mężczyzna patrzył z widocznym rozbawieniem.
   – Chyba nie pisał pan tego na własnym komputerze? – odezwał się w końcu.
   – Czemu nie?
   – Bo wie pan, że ślady w komputerze są nie do usunięcia. Nawet po wymazaniu i sformatowaniu. Musiałby pan zniszczyć komputer, co zalecam.
   Eryk najpierw zesztywniał, ale potem uśmiechnął się rozumiejąc, że mężczyzna kpi sobie z niego.
   – To teraz ja muszę panu coś powiedzieć.
   – Tak. O co chodzi?
   Tamten nie odpowiedział tylko na wyciągniętej z portfela karteczce coś napisał i podsunął ją odwróconą treścią do blatu. Eryk ją odwrócił i odczytał. „50tys.zł. 25tys.zł przed.”.
   – Rozumiemy się?
   Eryk kiwnął potakująco.
   – Czy za tydzień możemy się spotkać?
   Eryk potwierdził.
   – To tutaj o tej samej porze – rzucił i wyszedł nie żegnając się.
   



   Tydzień później Eryk czekał na Jana Watsona w tym samym miejscu, lecz ten nie przyszedł. A Monika stała się dla niego coraz większą konkurencją. Właściwie tylko jej śmierć mogłaby umożliwić mu gładkie dokończenie przewodu habilitacyjnego. Był tak zdesperowany, że od dawna łapał się na tym, że sam planuje zbrodnię.
   Kiedy więc odbierając pocztę zauważył na półce Moniki przesyłkę. Odruchowo zabrał ją stamtąd. W jego pokoju nikogo nie było. Włożył gumowe rękawiczki i powoli rozpakował ją, żeby nie pozostawić śladów. Wyjął szklany pojemnik i jego zawartość przesypał do większej menzurki. Wziął z półki odczynnik i dosypał do proszku z paczki Moniki. Starannie wymieszał. Z powrotem przesypał do pojemnika z paczki. Oczywiście, trochę substancji pozostało. Wsypał więc do zlewu i spłukał wodą, a paczkę starannie zakleił. Nie było widać. Jeszcze tylko usunął odciski palców z paczki.
   



   Kilka lat później Eryk niepewnie wchodzi do oficera dyżurnego. Po chwili wyłania się starszy rangą, z którym się już znają i swobodnym tonem prosi:
   – Witam panie dziekanie i proszę na rozmowę z moim młodszym kolegą. Ma do pana kilka pytań.
   Eryk uspokojony daje się prowadzić na przesłuchanie. Odrapany korytarz w miejskiej komendzie policji i równie brzydki pokój zastawiony biurkami. Po serii standardowych pytań wywiadu oficer przybiera groźną minę i zadaje twardym głosem pytanie:
   – Czy pan wie kto przyczynił się do śmierci pani Moniki Mikołowskiej?
   Eryk baranieje, bo nie dosłyszał owego „Czy” i że to było pytanie. Te wszystkie noce, w których dręczyła go odpowiedzialność za śmierć. Chwile, w których nie mógł się skupić. Tracił wątek na wykładach. „Więc oni już wszystko wiedzą?”. Pomyślał. „Może to i lepiej”.
   – Podrzuciłem jej wybuchową mieszankę do paczki ze środkiem jaki miała podgrzewać. To spowodowało wybuch.
   – Ja tylko … – wesoło zaczął oficer, który jakby nie pojął wagi słów Eryka i nagle błysk zrozumienia pojawił się w jego oczach.
   



   Eryka skazano na dwadzieścia pięć lat więzienia. Na spacerach spotykał aresztowanego rok wcześniej osobnika znanego mu jako Jan Watson. Ten kiedyś zwierzył mu się, że jego kartki nie wyrzucił i chociaż nigdy do zbrodni się nie przyznał to podejrzewano go o nią dopóki nie przyznał się Eryk.


A tak wygląda nie przestępczy, a godny pochwały naukowy wyścig: Testowanie elektroniki cyfrowej – Blog nie tylko o informatyce (andrzeju.pl)

Możesz również polubić…

6 komentarzy

  1. gil.kasia84@gmail.com pisze:

    Całkiem niezła historia…

  1. 12 września 2021

    […] Wysłanie jego pracy recenzentom zbiegło się z ogłoszeniem w Polsce w grudniu 1981 stanu wojennego. Tymczasem po kilku miesiącach przyszły recenzje i jedna z nich była negatywna. Walkę o poprawienie tej noty na pozytywną dodatkowo utrudniały ograniczenia stanu wojennego. W końcu po wielu miesiącach walki na merytoryczne argumenty udało się przekonać recenzenta do poprawienia recenzji na pozytywną. Wtedy też wyszło na jaw, że recenzent był współautorem pracy, która wskazywała na błąd w ważnej publikacji i proponowała pewien sposób jego naprawy. Bliźniaczą pracę na podstawie swego doktoratu przygotowywał Janusz Rajski, lecz jego rozwiązanie problemu było znacząco lepsze jakościowo od propozycji jego recenzenta. Zachodziło więc podejrzenie graniczące z pewnością, że recenzent negatywną opinią o doktoracie chciał opóźnić wysłanie konkurencyjnej pracy. Na szczęście nie posunął się do działań opisanych w kryminale https://doktorb.it/lepszy-wynik-czyli-przestepczy-naukowy-wyscig/ 😉 […]

  2. 26 września 2021

    […] Inny kryminał w podobnym środowisku https://andrzeju.pl/lepszy-wynik-czyli-przestepczy-naukowy-wyscig/ […]

  3. 1 maja 2024

    […] Inny kryminał w podobnym środowisku […]

  4. 1 maja 2024

    […] nie posunął się do działań opisanych w kryminałach toczących się w środowiskach naukowych: https://andrzeju.pl/lepszy-wynik-czyli-przestepczy-naukowy-wyscig/ czy przygotowywanym https://andrzeju.pl/tajemniczy-upadek/ […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *