Ślubny egzamin dyplomowy
Tego Sylwestra Mirek spędzał w pracy. Obsługiwał sprzęt grający na jednej z imprez. W pewnej chwili zauważył bardzo ładną dziewczynę siedzącą samotnie przy oknie. Wiedział, że pracowała w ośrodku obliczeniowym, ale jakoś nie miał okazji by ją poznać. Postanowił skorzystać z niej teraz.
– Może zatańczymy? – zaczął niezbyt odkrywczo.
Dziewczyna ledwo skinęła głową, jednak już po chwili ich ciała zgodnie podrygiwały w tańcu. Mirek ustawił kilka kawałków i nie musiał zmieniać płyty. Udało mu się dowiedzieć, że ma na imię Joanna.
Spojrzał na zegarek.
– Teraz niestety muszę cię na chwilę Joanno przeprosić. Jako obsługa nagłośnienia muszę ogłosić Nowy Rok.
– Niezła wymówka – powiedziała ironicznie.
– To może od razu umówimy się zaraz po Nowym Roku? – coś go tknęło.
Dziewczyna kiwnęła głową z aprobatą.
– Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, zero. Mamy Nowy Rok!
Kiedy wykrzykiwał ostatnią frazę, zauważył Joannę z dwoma kieliszkami szampana. Szybko podbiegł.
– Czyżby to dla mnie? – krzyknął radośnie poprzez ogólne zamieszanie. – To może życzmy sobie, że coś wspólnie zdziałamy w tym nowym roku?
Uśmiechnęła się i skinęła głową w geście zgody. Potem trochę stracił w oczach organizatorów, bo niezbyt pilnie zmieniał płyty, ale nie zamierzał się tym przejmować. Joanna wydała mu się naprawdę fajną dziewczyną i uznał, że warto dla niej narażać się. Przy niej cały świat wydawał mu się lepszy. Kiedy jej to powiedział. Onatylko powiedziała lekceważąco:
– Mówisz tak pod wpływem chwili i nie myślisz poważnie.
– Chcesz? To ci udowodnię, że jest inaczej.
– Tylko nie zrób jakiegoś głupstwa – przeraziła się żarem. jaki bił z jego słów
Mirek nic nie powiedział tylko oddalił się, a po kilkunastu minutach wrócił trzymając ręce z tyłu. Kiedy stanął przed Joanną wyciągnął ręce, a w nich szkarłatną różę.
– Skąd wiedziałeś, że kocham róże? – zapytała.
Mirek tylko uśmiechnął się podając kwiat.
– Mam to przeczytać? – pytała wskazując na bilecik doczepiony do róży.
– Poczekaj – mówiąc to Mirek pochylił się nad nią i wykorzystując pustą już salę balową pocałował ją.
Mirek czuł się wspaniale. Studia weszły w najciekawszą fazę – pisanie pracy dyplomowej. Stosunki z dziewczyną były coraz lepsze. Spotkania co najmniej raz w tygodniu były prawie zawsze satysfakcjonujące. I tylko niekiedy Joanna sygnalizowała, że nie jest w pełni szczęśliwa. Matka też podpowiadała, że musi na coś się zdecydować. To wszystko powodowało, że zaczął się stopniowo oswajać z myślą, że kiedyś będzie musiał podjąć radykalny krok. I tak nastało niedzielne popołudnie. Ubrał się w białą koszulę, krawat i garnitur. Kupił kwiaty i poszedł do domu dziewczyny.
– Joanna śpi. Ale proszę, wejdź do nas – otworzył brat dziewczyny.
– Jak ci idzie nauka Pascala? – spytał Mirek.
– Całkiem sprawnie. Już napisałem z dziesięć programów, w tym takie, które działają na znakach.
– To niebawem zaczniesz pisać programy do projektu.
– Już zacząłem, ale trochę mi wolno idzie, bo nie wiem jak wyświetlać rysunki – skarży się Marek.
– To całkiem proste. Jest taka procedura „putpixel” z trzema parametrami. Dwa pierwsze to współrzędne piksela, a ostatni to kod koloru.
– No dobrze, ale co zrobić jak nałożenie kolejnego koloru zależy od koloru piksela obok?
– To sprawdzasz to funkcją „getpixel”, która w parametrach pobiera współrzędne punktu, a zwraca nam jego kolor.
– Aha. To teraz już sobie z tym poradzę. Dzięki. A jak tobie idzie praca dyplomowa?
– Coraz lepiej się rozkręcam. Przydała się ta książka o kompilatorach pożyczona od kolegi. Mój program ma strukturę takiego kompilatora, czyli jak sam wiesz programu tłumaczącego z jakiegoś języka programowania na kod wewnętrzny. Tyle, że to mój własny język! – z zapałem zwierza się Mirek.
– Może się czegoś napijesz?
– Nie. Wiesz co. Ja już sobie pójdę. Jakby Joanna mogła, to niech przyjdzie do mnie – mówi Mirek.
Niedługo potem otworzył drzwi pukającej Joannie.
– Przepraszam, że przespałam twoją wizytę. Mogłeś mnie przecież obudzić.
– Ależ skąd. Nikt nie śmiał ciebie obudzić – mrugnął porozumiewawczo.
– To co robimy? Chciałeś gdzieś pójść?
– Właściwie to ja chciałem ci coś powiedzieć – Mirek zaczął się czerwienić zakłopotany.
– Zamieniam się w słuch.
– Wiesz. Bo ja właściwie chciałem cię prosić… – zaczął niezbyt składnie.
– Śmiało. Pogadać zawsze możemy – zachęcała go Joanna, niczego nie podejrzewając.
– Więc ja chciałem się ciebie zapytać czy zechciałabyś … zostać moją żoną.
– Naprawdę? Chciałbyś tego? – oczy Joanny nabrały wyjątkowego blasku.
– Nie wiem czy się zgodzisz – Mirek zdawał się przestępować z nogi na nogę.
– Ależ tak. Zgadzam się – odpowiedziała Joanna.
– Naprawdę? Bardzo się cieszę.
– Dlaczego akurat dzisiaj mi się oświadczyłeś – po chwili rozmowy zapytała Joanna.
– A co w tym niezwykłego? – zdziwił się Mirek.
– Przecież dzisiaj jest 14 lutego, czyli Walentyki – dzień zakochanych. Nie wiedziałeś?
– Nie wpadłem na to – szczerze przyznał Mirek.
Tego dnia długo jeszcze rozmawiali. Dopiero kilka dni później ustalili datę ślubu.
Minęło kilka miesięcy, w trakcie których Mirek pracował jak szalony nad swoją pracą dyplomową. Jednak nie udało mu się skończyć przed wakacjami, a tymczasem promotor miał liczne zobowiązania i jedynym terminem okazał się być … zaplanowany dzień ślubu. Kiedy powiedział to Joannie, ta zaśmiała się.
– To tylko ustal tak godzinę, żeby była pomiędzy ślubem cywilnym, który mamy o ósmej rano, a kościelnym, który mamy o piętnastej.
– Nie będzie ci to przeszkadzało? – zdziwił się Mirek.
– Ależ skąd. Tylko ty to musisz jakoś wytrzymać, zwłaszcza emocjonalnie – powiedziała z troską.
Kiedy wreszcie nastał dzień ślubu i egzaminu dyplomowego, Mirek wstał ze świadomością, że oto tego dnia zmieni się jego życie. Lekki niepokój pokrywała wiara, że to będzie zmiana na lepsze. Wreszcie będzie mógł realizować prawdziwe projekty w nowoczesnej i przyszłościowej dziedzinie. Przestanie też być taki samotny. Jak było ustalone, poszedł więc do domu panny młodej, gdzie przywitał się również z jej rodziną, która przyjechała z Kresów Wschodnich. Po chwili podjechał samochód koleżanki, który został udekorowany do ślubu. Wsiedli więc i pojechali na Stary Rynek do renesansowego ratusza.
Ślubu udzielała pani urzędnik stanu cywilnego, która widocznie wzruszyła się uroczą parą.
Zaraz po ślubie zrobiono im zdjęcia na stopniach ratusza, a potem pojechali do domu, wstępując po drodze na Politechnikę. Tu pan młody w tym samym przebraniu poszedł na egzamin dyplomowy.
Pytanie egzaminacyjne: „Zaprogramować najkrótszą drogę dla łodzi ratowniczej do punktu zgłoszenia wypadku na zamkniętym w postaci łamanej akwenie wodnym”.
Mirek usiadł i długą chwilę szkicował rozwiązanie.
– Najpierw musimy połączyć ze sobą odcinkami wszystkie punkty obrysu akwenu wodnego razem z początkową pozycją patrolu i pozycją wypadku, ale uwzględnić tylko takie, które leżą całkowicie wewnątrz akwenu wodnego. Następnie, obliczając długości każdego z odcinków, należy utworzyć odpowiedni graf. Dla tego grafu stosujemy algorytm Dijkstry poszukiwania najkrótszej ścieżki łączącej początkową pozycję patrolu z punktem wypadku.
– Bardzo dobrze. Jest pan znakomicie wykształconym programistą. Proszę teraz zostawić nas samych. Wezwiemy pana za chwilę na ogłoszenie wyników.
– Gratuluję. Zdał pan egzamin magisterski z ostateczną oceną studiów – celujący.
Mirek szybkim krokiem wyszedł z Politechniki na przystanek. W tramwaju skasował wyjęty z kieszeni bilet ulgowy. W chwilę później usłyszał głos.
– Proszę o bilety do kontroli.
Pokazał swój bilet.
– Proszę o legitymację.
Zaczął szukać po kieszeniach i wtedy sobie uświadomił, że nie ma już legitymacji studenckiej. Oddał ją na egzaminie. Przecież przestał być studentem. Ale jak to wytłumaczyć kontrolerowi?
– Proszę pana. Zaszła straszna pomyłka. Miałem przed chwilą egzamin magisterski i zapomniałem, że zabrano mi legitymację studencką. Proszę mi darować karę – mówił błagalnym tonem.
– Każdy może tak powiedzieć, a ja muszę się rozliczyć z gapowiczów. Płaci pan czy mam pana spisać z dokumentów.
– Ależ ja nie mam dokumentów.
– No to jak dojedziemy na pętlę, wezwiemy milicję i oni pana spiszą.
– Ależ panie, ja mam za chwilę ślub.
– A to już jest kpina w żywe oczy. Pan sobie jaja robisz?
Mirek spuścił głowę załamany i bezsilny. Jednak zanim dojechali na pętlę, przyszedł mu do głowy pewien plan. Wkrótce znaleźli się w dyżurce i wtedy poprosił o możliwość skorzystania z telefonu.
– Joanna?
– Zdałeś? – odezwał się po drugiej stronie głos „cywilnej żony”.
– Tak. Zdałem, ale musicie mi pomóc, bo złapał mnie kanar … – powiedziawszy to, zauważył jak kontroler, który go tu doprowadził, skrzywił się z niesmakiem.
– Gdzie jesteś?
– Na pętli na Starołęce.
W słuchawce zalega długa cisza, a po chwili chłopak słyszy szloch.
– Joanna! Co się dzieje? – woła zaniepokojony.
– Znowu uciekasz. Nie dam się drugi raz upokorzyć. Żegnaj – słowa Joanny rozpoznaje z trudem, a na koniec słyszy odwieszenie słuchawki.
W tym momencie nogi się pod nim uginają jednak orientuje się, że jest obserwowany i jak gdyby nic rzuca w wydającą przerywane buczenie słuchawkę:
– Pospieszcie się. Będę czekał na skraju jezdni.
Po czym nonszalancko odkłada słuchawkę.
– Już jadą idę na nich czekać – informuje kontrolera, który jednak nie reaguje.
Mirek szybko się domyśla, że gość jest podejrzliwy znając różne sztuczki gapowiczów i nie da się łatwowyprowadzić w pole. Wychodzi jednak z dyżurki, a kontroler za nim. Wtedy kątem oka dostrzega powoli sunącą ulicą taksówkę z zapalonym neonem „Wolny”. Rozpaczliwie myśli jaki obrać kierunek biegu by spotkać się z taksówką, a jednocześnie zmylić kontrolera. Widzi, że również z przystanku powoli rusza tramwaj. Natychmiast rozpoczyna więc bieg w kierunku tramwaju i w momencie kiedy jest już blisko niego skręca w stronę ulicy stając na drodze taksówki. Rozlega się przeraźliwy pisk opon, a taksówka nie możewykonać omijającego pieszego manewru. Więc Mirek w ostatniej chwili uskakuje na chodnik i gdy tylko taksówka staje szarpie tylne drzwiczki wskakując na tylną kanapę.
– Ruszaj pan ale gazu, bo mnie zaraz zamordują, ale ja prędzej pana – rzuca najgroźniej jak potrafi a taksówkarz na szczęście rusza uciekając w ostatniej chwili przed kontrolerem.
Teraz już spokojniej stara się wytłumaczyć taksówkarzowi, że stawką tej ucieczki jest jego przyszłość i małżeństwo z cudowną kobieta. Taksówkarz jest wyjątkowo pojętny i wyrozumiały jednak uciekając przed kontrolerem taksówka pojechała przedłużeniem swojej marszruty poza miasto. Od domu Joanny dzieli ich rzeka, a następny most jest kilkanaście kilometrów dalej. Mirek woli nie ryzykować drogi powrotnej by nie spotkać zawziętego kontrolera, więc jadą objazdem, który pożera cenne minuty upływające do godziny ślubu.
W końcu jednak taksówkarz staje przed domem panny młodej. Ten przed opuszczeniem taksówki rzuca na przednie siedzenie swój cenny zegarek cyfrowy iwbiega na werandę dzwoniąc jak opętany. Po chwili matka Joanny otwiera mu drzwi.
– Gdzie ona jest? – mówi a właściwie krzyczy.
– Joanna po twoim telefonie zrezygnowała i rozebrała się – spokojnie tłumaczy.
– Musi ją mama przekonać, że to nasza ostatnia szansa. Ona natychmiast musi się ubrać woła popychającprzyszłą teściową po stopniach w górę. Kobieta ma nieco obrażoną minę, ale poddaje się jego atakowi. Wpadają do mieszkania.
– Gdzie jest Joanna? – ryczy Mirek.
– W łazience – mówi jej siostra.
Podbiega do drzwi, które są zamknięte. Stara się ochłonąć i spokojniejszym głosem mówi:
– Joanno. Otwórz proszę cię. Uciekłem temu kanarowi. Musimy już jechać, bo zaraz spóźnimy się na mszę.
– Nigdzie nie jadę. Zresztą samochód do ślubu odwołaliśmy, a ja się przebrałam w rzeczy na drogę. Zaraz wyjeżdżam – łkającym głosem woła Joanna.
– Na dole czeka na nas taksówka, a ubrać się możesz w minutę. No szybko wskakuj, bo ksiądz niebędzie na nas czekał – starał się być przekonywujący.
– To bez sensu – prawie szeptem mówi Joanna.
– Ależ ja cię kocham. Nie masz pojęcia jak bardzo. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie – Mirek już traci nadzieję, ale wyrzuca z siebie wszystko co tylko pęknięte serce mu dyktuje.
Nagle. Drzwi łazienki otwierają się i wychodzi Joanna.
– Naprawdę? Jeszcze zdążymy?
– Choć pomogę ci – jej siostra przejmuje inicjatywę i wciągaoszołomioną bohaterkę do sypialni.
Tymczasem narzeczony z przerażeniem patrzy na zegar stojący w pokoju. Po dłuższej chwili wychodzi Joanna z tak przypudrowaną twarzą, ze nie ma śladu po łzach.
– Dziękujemy! – krzyczy i chwyta Joannę na ręce przeciskając się przez drzwi i ryzykownie zbiegając po schodach. Taksówkarz na szczęście odpoczywał na dworze i otworzył im tylne drzwi taksówki. By nie tracić czasu siada z przodu, a kierowca błyskawicznie wskakuje na swójfotel i rusza z piskiem opon pokonując trasę z mocno nieprzepisową prędkością.
– Teraz jeszcze tylko milicja nam potrzebna – mruczy Mirek.
– Nie kracz – syknięciem odpowiada Joanna.
Do kościoła dosłownie wpadają, otwierając z impetem wahadłowe drzwi.
Ksiądz już wyszedł z zakrystii i rozpoczął mszę, nie czekając na nich. Szybko dobiegają do swoich klęczników po obu stronach ołtarza i zajmują miejsca. W kościele rozlega się delikatny szmer, a kapłan marszczy brwi.
W tym momencie Mirek poczuł się niepewnie. Nagle zadaje sobie pytanie „Co ja tu robię?” i spogląda na Joannę, by sprawdzić czy i ona nie chce zrezygnować. Lecz Joanna widząc jego wzrok, mruga tylko z zawadiackim uśmiechem.
Andrzej P.Urbański pisze:
Ten wpis o tytule "Ślubny egzamin dyplomowy" z kategorii "Opowiadanie" dotyczący: informatyka, PRL, programowanie, romans, czeka na Twój komentarz. Na pewno masz na ten temat coś ciekawego do powiedzenia. Co sądzisz o tym, co napisałem?