Przespać wiek

Śniło mi się, że wyleczyłem się ze śmiertelnej choroby, kiedy jednak się przebudzałem przestawałem w to wierzyć. Byłem jak przykuty do łóżka, ale nade mną było tylko czyste niebo. Za dnia żółta kula słońca wędrowała od wschodu do zachodu na tle błękitnego nieba z rzadkimi chmurkami, a w nocy rozgwieżdżone niebo z wielkim i małym wozem. Chyba nie byłem jednak na wolnym powietrzu, bo było mi ciepło i nie wiało. Kiedy się wybudzałem od razu podchodziła do mnie pielęgniarka i pytała czy się dobrze czuję, czy chce mi się pić lub jeść. Zaraz potem ponownie zasypiałem.
– Jak się masz Kamil? – usłyszałem pewnego dnia z ust posiwiałego mężczyzny w jasnozielonym uniformie.
– Dobrze, tylko ciągle chce mi się spać.
– Kończymy z tym! – wykrzyknął z uśmiechem – Jestem twoim lekarzem i chciałem ci powiedzieć, że jesteś już w pełni wyleczony.
– Naprawdę?! – byłem zdumiony – Przecież ta moja choroba jest nieuleczalna i śmiertelna.
– Ściśle rzecz biorąc była śmiertelna sto lat temu, ale od kilku dekad z łatwością potrafimy ją wyleczyć, nawet w zaawansowanym stadium.
– Czegoś tu nie rozumiem – Zmarszczyłem brwi.
– Musisz wiedzieć, że te sto lat ty po prostu przespałeś.
– To nie mam szesnastu lat w dwa tysiące dwudziestym pierwszym?
– Biologicznie masz nadal szesnaście lat, ale wyrwałeś z kalendarza cała setkę lat przebywając w stanie hibernacji i teraz mamy dwa tysiące sto dwudziesty pierwszy.
– O boże! Naprawdę? Nie mieści mi się w głowie – nowina była zbyt niezwykła bym mógł ją w tym momencie zaakceptować.
– Masz gościa, który koniecznie chce cię zobaczyć. Czy jesteś na to przygotowany?
– A kto to? Mama czy tata?
– Nie. To twoja równolatka Sandra, którą powinieneś trochę kojarzyć.
– Moja dziewczyna! – ucieszyłem się wykrzyknąwszy.
Lekarz uśmiechnął się lekko i odsunął się oddając miejsce pięknej dziewczynie. Też miała na sobie jasnozielony kitel, a jej makijaż i fryzura były takie jak zwykle.
– Ty naprawdę jesteś Sandra? – spytałem porównując pochylającą się nade mną postać ze wspomnieniem mojej szkolnej miłości.
– Tak mam na imię – odpowiedział mi jej miękki głos.
Byłem zdezorientowany, bo dziewczyna była bardzo podobna do mojego wspomnienia, zarówno charakterystyczne rysy twarzy jak typowe dla Sandry sportowe odzienie, ale był też w niej jakiś inny pierwiastek.
– Wszystko ci opowiem, ale stopniowo, żebyś nie doznał szoku. Twoi rodzice prosili mnie bym się tobą zajęła.
– A czemu sami nie przyszli?
– Nie mogli – odpowiedziała krótko – Lepiej na razie nie roztrząsaj tego. Niebawem wypiszą cię ze szpitala i wtedy mogłabym się trochę tobą zająć. Co byś powiedział na wakacje na tropikalnym archipelagu?
– Świetny pomysł! A pamiętasz nasze wakacje w Dębkach?
– Coś mi się kojarzy – powiedziała to jakoś niepewnie – Namówiliśmy naszych rodziców by nasze rodziny pojechały w tym samym terminie do tego samego ośrodka – willi profesora Wrzoska i dzięki temu mieliśmy prawie cały czas dla siebie, a rodzice byli zadowoleni, że mają na nas oko.
– Tak właśnie! – wykrzyknąłem radośnie – cieszę się, że pamiętasz.
– Przyniosłam ci smartfona, bo pewnie tego ci brakuje – powiedziała otwierając pudełko i wyjmując z niego coś co wyglądało na zarękawek dla pracowników biurowych z dawnych czasów.
Wsunęła mi to na lewe przedramię powyżej nadgarstka i zacisnęła by się trzymał, a on momentalnie ukazał kolorowy obraz sprawiający wrażenie przestrzennego.
– Musimy go trochę dostroić do ciebie – powiedziała i pomogła mi nauczyć urządzenie moich odcisków palców i wyglądu mojej twarzy – A teraz wprowadzę ci swój numer. Tu masz ikonkę, której kliknięcie połączy nas ze sobą. Dzwoń kiedy tylko będziesz miał ochotę. Natomiast z przeglądarki korzystaj ostrożnie, bo nie jesteś jeszcze przygotowany na wieści z naszego świata – objaśniała.
Rozmawialiśmy tak jeszcze z pół godziny, aż Sandra przerwała wizytę mówiąc, że muszę odpoczywać. Faktycznie, zaraz potem znowu zasnąłem. Kiedy się obudziłem miałem nad sobą rozgwieżdżone niebo.
– Czemu leżę pod goły niebem? Czy to może jakaś szklana kopuła? – zadałem wreszcie pielęgniarce pytanie, które nurtowało mnie od kiedy tylko znalazłem się w tym miejscu.
– Ani jedno ani drugie – usłyszałem – Sufit pokryty jest farbą, której grudki spełniają funkcje aktywnego ekranu i wyświetla podobnie jak w grach komputerowych sztucznie generowane obrazy nieba, tak by pozytywnie oddziaływały na pacjentów.
– Coś takiego? – zdziwiłem się.
– Za kilka dni Kamilu wychodzisz ze szpitala i jeszcze niejedno cię zdziwi – mówiła mi po imieniu, bo ją o to prosiłem – A tymczasem musisz trochę pochodzić, żeby nabrać wprawy – I chwyciła mnie za ręce stawiając do pionu i podsuwając chodzik, z którym robiłem pierwsze kroki.
Po tygodniu ćwiczeń w dniu wypisu już mogłem chodzić o własnych siłach, chociaż jeszcze wolno i niepewnie. Sandra przyniosła mi rzeczy, w które miałem się ubrać.
– Widzę, że sięgnęłaś do mojej szafy – skomentowałem.
– Nic podobnego. To wszystko nówki, ale na wzór rzeczy, które ostatnio miałeś na sobie. Poczekam za drzwiami żebyś mógł bez skrępowania się ubrać.
Faktycznie, wyczułem jakąś inność materiałów, z których były zrobione. Jednak na tyle przypominały moje rzeczy sprzed szpitala, że czułem się w nich dobrze. Wybrałem wąskie w kroju spodnie w kolorze łagodnego fioletu, koszulę w niebieską kratkę, a na wierzch narzuciłem miękką bluzę z kapturem. Na nogi założyłem białe adidasy przypominające moje dawne buty pumy tyle, że zamykane na rzepy, a nie sznurowadła.
– Super wyglądasz! – pochwaliła mnie Sandra kiedy jej otworzyłem drzwi – Zostaw walizki, weźmie je robot i chodź ze mną.
– Ale dokąd?
– Pomyślałam sobie, że najlepiej dla ciebie będzie jak od razu udamy się na nasze wczasy. Zgadzasz się?
Kiedy przytaknąłem ruszyliśmy do windy. Pojechaliśmy w dół na postój taksówek.
– Zapraszam do środka – tak odezwał się do nas pojazd, który zaraz podjechał i rozwarł przed nami drzwi.
Gdy wsiadaliśmy pojawiła się postać w uniformie służby hotelowej z naszymi walizkami i załadowała je do pojazdu. Domyśliłem się, że to robot. Jechaliśmy cały czas tunelami aż się zdziwiłem.
– To między innymi konsekwencje katastrofy klimatycznej. Większość transportu schroniła się przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi pod ziemią albo w położonych na ziemi rurach – objaśniła moje pytania Sandra – A teraz wjeżdżamy na dworzec kolejowy. Nadal jesteśmy pod ziemią, ale sufit generuje symulację pogodnego nieba, podobnie jak u ciebie w szpitalu tylko wyżej.
Kiedy wysiedliśmy udaliśmy się tunelem na peron oddzielony od torowisk taflami szkła.
– To nasz! – usłyszałem po chwili oczekiwania, gdy na szklanej płycie wyświetliła się nazwa stacji docelowej i pośrednich przystanków.
Pociąg cicho wtoczył się na torowisko, a kiedy stanął rozsunęły się peronowe płyty ze szkła, a jednocześnie odpowiednie drzwi pociągu, z którego wysiedli podróżni. W chwilę później zajęliśmy wolne miejsca. Kiedy peron opustoszał rozległ się sygnał, a drzwi zasunęły się. Po czym pociąg ruszył i nasz peron zniknął. Za oknami pojawiły się sielskie widoki z dalszej odległości.
– Okna zmieniły się w ekrany – objaśniła Sandra, chociaż też mi się tak wydawało – Wyświetlają widoki jakie tu kiedyś były. Dzisiaj mogłoby to wyglądać gorzej, zresztą i tak byśmy nic nie zobaczyli, bo pędzimy w nieprzeźroczystym tunelu próżniowym.
Okazało się, że podróżowałem tak jak za moich czasów postulował to już Elon Musk z prędkością dochodzącą do tysiąc dwustu kilometrów na godzinę. Wysiedliśmy już po pół godzinie tej podróży.
– Jesteśmy prawie na miejscu. Dalej pojedziemy ruchomymi chodnikami – Sandra znowu przywołała robota tragarza.
W końcu otworzyły się przed nami drzwi i znaleźliśmy na wybrzeżu jakiegoś morza czy ogromnego jeziora. W dali widoczne były wyspy, a na nas czekały helikoptery. Zajęliśmy miejsce w jednym z nich, a tragarz dołożył nasze bagaże. Wznieśliśmy się w powietrze i na niedużej wysokości przesuwaliśmy się nad barwnymi wysepkami. Wyglądały niezwykle egzotycznie. Tropikalna roślinność i domki z naturalnych materiałów. Sandra milczała dając mi zachwycać się widokami niezwykłej urody.
– Gdzie jesteśmy? – w końcu nie wytrzymałem.
– To jezioro Śniardwy tyle, że z powodu katastrofy z nałożonym sufitem przezroczystą kopułą. Bez tego byłoby tu nie do wytrzymania z powodu silnych wiatrów, trąb powietrznych i innych nieprzyjemnych zjawisk.
– To my lecimy w tym budynku?
– Tak. On otacza jezioro mniej więcej dwadzieścia na dziesięć kilometrów.
– Ale to przecież gigant, którego budowa musiała być mocno nie ekologiczna.
– To niedawny projekt. Wznoszony w najnowszej niezwykle wydajnej i ekologicznej technologii. Może ją kiedyś poznasz w szczegółach.
Tymczasem helikopter wylądował na wodzie w pobliżu jednej z wysepek i podpłynął do pomostu. Jak znikąd pojawił się tragarz identyczny do tych, których widziałem w szpitalu i na dworcu zajmując się naszymi walizkami. Wysiedliśmy i udaliśmy się w ślad za nim, a on bezbłędnie odnalazł nasz domek i uruchomił go.

Z zewnątrz wyglądał jak rodem z XIX wieku. Pokryty strzechą i tradycyjnie pobielony. Tyle, że miał spory taras. Za to wewnątrz był znacznie bardziej współczesny. Miał przedpokój, z którego przezroczyste drzwi prowadziły do saloniku z aneksem kuchennym, dwóch sypialni i łazienki. Sandra pokazała mi, że specjalny przycisk umożliwiał zmatowienie drzwi i okien sypialni pozwalając na zachowanie intymności.
Zrobotyzowany tragarz bezbłędnie zaniósł walizki do odpowiednich sypialni, a my siedliśmy na tarasie wpatrując się w dalekie wysepki.
– Jeśli ci się będzie chciało to przejrzyj rzeczy z walizki, a jak będzie czegoś brakowało to dokupimy.
– Przepraszam, ale zapomniałem, że wszystko kosztuje, a ty już poniosłaś wydatki na mnie. Chyba nie mogę się na to zgodzić.
– Spokojnie głuptasku – uspokajała mnie Sandra – Jesteś majętnym człowiekiem, bo twoi rodzice pomyśleli o zabezpieczeniu twojej przyszłości. W wolnej chwili odblokujemy dostęp do twego konta, żebyś mógł płacić smartfonem.
– To oni nie żyją! – Nagle ze smutkiem dotarła do mnie ta oczywistość.
– Tak, ale nie martw się. Długo żyli i mieli lekką śmierć. Każdego z nas to czeka.
– A Sandra? – nagle zorientowałem się, że coś tu nie gra.
– Masz rację. Ja nie jestem tą Sandrą tylko jej prawnuczką. Urodziłam się trzy lata po śmierci Sandry, którą znałeś. Od dzieciństwa mówiono mi o tobie i z niecierpliwością czekałam na twoje przebudzenie i wyleczenie. Oczywiście, nie musisz się ze mną wiązać. Mamy osobne sypialnie. Pozwól mi tylko wypełnić rodzinne zobowiązanie i dać się wprowadzić w ten obcy dla ciebie świat.
– A nie będzie dla ciebie zbyt wielkim obciążeniem?
– Całe życie czekałam na wakacje z tobą, więc to dla mnie będzie super przyjemność. Ale nie musisz się ze mną liczyć, bo dla takich jak ty odmrożonych ozdrowieńców jest specjalna opieka socjalna w ramach ubezpieczenia zdrowotnego po twoich rodzicach.
– Miło, że ci się chce. Opowiesz mi o tej mojej Sandrze sprzed wieku?
– Z przyjemnością. Zresztą moja prababka Sandra z myślą o tobie przygotowała bogaty zestaw multimediów, który zaraz tobie udostępnię – I Sandra pochyliła się nad swoim lewym przedramieniem, a ja po chwili dostałem sygnał nadejścia multimedialnej książki – Żebyś mógł to wygodnie podziwiać możesz użyć trójwymiarowego projektora, który ci wyświetli obraz takiej wielkości jak będziesz chciał – Podeszła i pokazała mi gdzie kliknąć.
Zaraz zająłem się przeglądaniem materiałów, a Sandra dyskretnie wycofała się do domku. Prezentacja zaczynała się od wideoklipu nastoletniej Sandry. Nagrała go kilka dni po moim zamrożeniu. Było to jej piękne pożegnanie ze mną. Coś jak mowa pogrzebowa, ale z innym odcieniem smutku. Może tak niegdyś żegnano wypływających do Ameryki. W jednym z kolejnych nagrań chwaliła się swoimi studiami dziennikarskimi. A w międzyczasie przedstawiała mi swoich chłopaków. Trzeba przyznać, że miała powodzenie. Mimo wszystko cieszyłem się, że jakoś sobie poukładała i bezsensownie nie czekała na mnie. W końcu przedstawiła mi swego narzeczonego i późniejszego męża. Dalej swoje kolejne dzieci, a po latach wnuki. Jej kariera dziennikarska była udana, zdobyła wiele nagród.
– Masz ochotę na obiadek ode mnie? – Po dłuższym czasie na taras wyjrzała Sandra.
– Jasne! Już trochę zgłodniałem.
Jedliśmy na tarasie przy wtórze ptasich treli.
– Uwielbiam zupę nic i knedle ze śliwkami też.
– Wiedziałam! – Uśmiechnęła się łobuzersko – Czytałam pamiętnik prababci. Dużo miejsca poświęciła tobie.
– Żartujesz! Do tego jeszcze nie dotarłem – mówiłem trochę niewyraźnie, bo nie potrafiłem nawet na chwilę powstrzymać się przed połykaniem knedli.
– To jest trochę ukryte, żeby od razu nie wpadło w ręce wścibskich.
– Przejrzałem te materiały, ale ciekawi mnie co o twojej prababci mówi się w rodzinie. Co z niej pozostało?
– Bardzo ją chwaliły wnuki. Umiała się nimi zająć kiedy były małe, ale później też miała z nimi dobry kontakt. Miałeś dobry gust, że na nią zwróciłeś uwagę.
– Tak. Pamiętam. Poświęciłem kilka miesięcy, żeby ją zdobyć. Nie od razu mi uległa.
– A jaka była w szkole? Co o niej mówiła klasa?
– Była bardzo pilna, ale miała kłopoty z matmą.
– Czyżby cię prosiła o pomoc?
– Nie, to ja proponowałem, ale nie od razu zgodziła się, żebym jej pomagał.
– Nie podobałeś się jej?
– Może właśnie odwrotnie i przypuszczała, że tym ją zdobędę, a trochę się mnie bała.
– Byłeś łobuz?
– Jeszcze jaki! Trochę nie szanowałem tych swoich dziewczyn na krótką metę.
– A jak było z Sandrą?
– Tak się natrudziłem, że podszedłem poważnie do tego związku i pilnowałem się.
– Przyniosę ci derkę, bo może się zdrzemniesz.
– Rozpieszczasz mnie – Uśmiechnąłem się do niej.
– Muszę pamiętać, że jesteś świeżo po szpitalu. W zaleceniach masz dużo wypoczywać.
Nawet nie zauważyłem kiedy przysnąłem na wygodnym leżaku. Obudziłem się kiedy już było ciemno.
– Może wejdziemy do domu? – Sandra czuwała.
Kiwnąłem głową i z pewnym trudem podniosłem się.
– Chciałabym ci zaproponować krótki przegląd wydarzeń jakie miały miejsce przez ostatnich sto lat – powiedziała to w taki sposób, że nie wyczuwało się presji, ale zrozumiałem, że to mój obowiązek jeśli mam się zaadoptować do obecnego społeczeństwa, bo w końcu czeka mnie jeszcze kilkadziesiąt lat aktywnego życia w nim.
Kiwnąłem więc tylko głową, a Sandra na to wykonała serię gestów na swoim smartfonie i wnętrze salonu wypełnił trójwymiarowy obraz. Zaczęło się od znanych mi już problemów z klimatem, co powodowało lawinę groźnych anomalii pogodowych na całym świecie. To oraz coraz gorsze prognozy klimatologów spowodowały, że kolejne regiony i kraje wprowadzały coraz ostrzejsze limity na ilości generowanych gazów cieplarnianych. Początkowo nie przynosiło to żadnych rezultatów, bo Ziemia reagowała z opóźnieniem. Stosunkowo sprawnie udało się nałożyć kaganiec na samochody spalinowe, tak że już kilka lat po moim zamrożeniu w wielu krajach zaprzestano produkcji takich. W produkcji energii elektrycznej nadal rozwijano fotowoltaikę, farmy wiatrowe oraz energetykę opartą na rozszczepianiu jąder atomowych. W połowie wieku udało się wdrożyć energetykę opartą na syntezie jąder atomowych, czyli podobnie jak na słońcu. To był prawdziwy przełom w dziejach ludzkości dający tanią energię elektryczną dla wszelkich pojazdów oraz ogrzewania czy schładzania pomieszczeń. Innym znaczącym krokiem była rezygnacja z chowu przemysłowego. Zaprzestano wreszcie uboju miliardów zwierząt, ale również przestały one wydzielać olbrzymie ilości gazów cieplarnianych, spożywać uprawy z milionów hektarów pól uprawnych i pochłaniać miliony litrów bezcennej słodkiej wody. Zamiast tego rozpowszechniła się moda na weganizm, a tym którzy nie chcieli zrezygnować ze smaku mięsa zaoferowano imitujące ten smak roślinne substytuty lub tak zwane „czyste mięso” przez namnażanie technologiami molekularnymi niewielkich próbek pozyskiwanych bez zabijania zwierząt. Również budownictwo musiało się przestawić ze zużywania wielu ton zatruwającemu środowisko cementu na znacznie bardziej ekologiczne technologie.
Wszystko to jednak przyszło zbyt późno i świat zdominowały fatalne zjawiska pogodowe. Ludzie musieli się kryć w pancernych habitatach i pod ziemią.
Poza tym wszystkim ludzkość nie zrezygnowała nagle z konfliktów zbrojnych, ale pozytywny przykład pokojowej koegzystencji wielonarodowego społeczeństwa Unii Europejskiej od drugiej połowy XX wieku oraz istnienie wielu organizacji międzynarodowych zapobiegających konfliktom zbrojnym i promującym pokój przyczyniły się do zażegnywania kolejnych wojennych ognisk na całym świecie.
Wczasowanie było bardzo przyjemne. Plażowaliśmy się i kąpaliśmy.
Pewnego razu zauważyłem jak jeden z kąpiących zaczął wykonywać gwałtowne ruchy, niewątpliwie topił się. W chwilę później jeden z miniaturowych dronów zniżył się tuż nad tonącym i napełnił powietrzem koło ratunkowe by zaraz je upuścić w pobliżu. Na szczęście tonący je zauważył i uchwycił się niego. Kilka minut później przyleciał znacznie większy dron, który wysunął długie macki i oplótł nimi tonącego po czym wyciągnął go z wody i odleciał. Byłem zachwycony tą technologią ratowania ludzi przed utonięciem.
– Czy byłaś już w kosmosie? – zadałem Sandrze pytanie kierowany ciekawością czy to wreszcie jest u nich dostępne.
– Tak. Byłam na wycieczce na Księżycu. A czemu cię to akurat interesuje?
– Mój tata w lipcu 1969 oglądał telewizyjną transmisję pierwszego lądowania na Księżycu, co rozbudziło jego nadzieje, że on też wkrótce poleci. O ile wiem to się mu jednak nie udało.
– Teraz

ciąg dalszy nastąpi

Możesz również polubić…

1 komentarz

  1. Ten wpis o tytule "Przespać wiek" z kategorii "Opowiadanie" dotyczący: , , , czeka na Twój komentarz. Na pewno masz na ten temat coś ciekawego do powiedzenia. Co sądzisz o tym, co napisałem?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *