Tekst Poznań**
liczący 31942 znaków był czytany 976 razy
Strona Alana Bita
Poznań**
Liceum w Poznaniu jakich wiele. W jego budynku wszystkie okna są uszczelnione przed zimnem tymczasowymi zabezpieczeniami. Ale i tak jest zdecydowanie za chłodno. Uczniowie paradują w grubych swetrach i kurtkach, w widoczny sposób przerabianych i ocieplanych domowymi sposobami. Na korytarzach panuje ożywiony ruch przerwy międzylekcyjnej.
Drobny chłopak o wyglądzie cherubinka siedzi na torbie oparty o kaloryfer, trzęsąc się cały. Przygląda się spacerującym i żywo dyskutującym uczniom. W pewnej chwili zatrzymuje się przed nim wysoki, przystojny nastolatek o kruczoczarnych włosach.
- Zimno ci? - rzuca pytanie.
Tamten nie odpowiada.
- Mam coś rozgrzewającego - proponuje po chwili półgłosem. - Chcesz? To chodź!
Po czym oddala się. Ten drobny patrzy za nim, gdy korytarzem zmierza w stronę toalety. Widzi jak tamten otwiera drzwi, chwilę wcześniej oglądając się na niego. I w tym momencie podnosi się. Z wahaniem podąża w tym samym kierunku, torbę pozostawiwszy pod kaloryferem.
Po kilku minutach drzwi toalety otwierają się i kiedy kruczowłosy już wychodzi, słyszy szept z głębi:
- Dzięki. Wreszcie zrobiło mi się ciepło.
- Mnie też - odpowiada na to z uśmiechem.
W tej chwili odzywa się dzwonek na lekcję. Wyższy szybkim krokiem wbiega na piętro i podąża w kierunku jednej z klas. Siada w ławce, wyciągając tablet. Po przyjściu nauczyciela stara się skupić na lekcji.
- Dzisiaj będziemy mówić o ostatnim zlodowaceniu, które trwało od 115 tysięcy lat do 11 700 lat przed rokiem 2000 - nauczyciel przechodzi do nowego zagadnienia.
- Chyba przedostatnim, bo o gorszym niż to od siedmiu lat nie słyszałem - nie wytrzymuje jeden z wygadanych uczniów, demonstracyjnie pokazując jak jest mu zimno, czym wywołuje wybuch salwy śmiechu na sali.
Nauczyciel również się uśmiecha.
- Kto wie, jak to oceni historia - stwierdza nieco refleksyjnie.
- Tak zimno to chyba jeszcze nigdy w Poznaniu nie było - odzywa się na to jedna z uczennic.
- Byleby przetrwać do Dnia Zbawienia - rzuca ktoś inny.
***
W jednym z poznańskich kościołów właśnie skończyło się nabożeństwo i wierni pomału wychodzą na zewnątrz. Kilka kobiet przystaje w cieniu świątyni.
- Słyszałam, że Dzień Zbawienia nastąpi później.
- Co pani mówi? To nie do wiary.
- Podobno tego nie rozgłaszają, żeby nie wywołać paniki.
- To nie wystarczy te dwadzieścia siedem lat? Ja przecież i tak nie wiem czy tego dożyję. Stara już jestem.
- Tego nikt nie wie.
- Mówią, że wystąpiły jakieś problemy techniczne. Dlatego właśnie jest tak zimno i mamy komisarza wojskowego, a nie prezydenta, którego wybieraliśmy.
- Ech, to wszyscy wiemy, że nastąpiło uszkodzenie elektrociepłowni, ale o przesunięciu Dnia Zbawienia nikt przecież jeszcze nie mówił.
***
Chłopak o wyglądzie cherubinka po skończonych lekcjach wychodzi ze szkoły i kieruje się w stronę centrum. Gdy zbliża się do Głogowskiej, ktoś wykrzykuje jego imię:
- Hej, Marcel!
Odwraca się zdziwiony i widzi kolegę, którego spotkał kilka godzin wcześniej. Ten usiłuje go dogonić. Marcel uśmiecha się do niego.
- SkÄ…d znasz moje imiÄ™?
- Założę się, że ty moje też znasz - odpowiada tamten.
- Jesteś Radek. Przecież przewodniczysz szkole. Każdy cię zna - śmieje się Marcel.
- A ty jesteś świetny matematyk. Wygrałeś dwie olimpiady - rewanżuje się Radek.
- To było jeszcze w podstawówce i gimnazjum - odpowiada Marcel nieco zakłopotany.
- Zapraszam ciÄ™ na pstrÄ…ga pieczonego w folii - proponuje Radek.
Marcel ze zdziwienia wybałusza oczy.
- Coś ty! Pstrągi są na kartki. Ale teraz podobno już wyzdychały i dają jakieś świństwo w zamian.
Radek uśmiecha się szeroko, klepiąc kolegę po plecach.
- Wyluzuj. Mam w lodówce, to dam.
- To ty używasz lodówki?
- W warunkach epoki lodowcowej to niepotrzebne i szkoda kartek na prÄ…d, ale mam dobrze zabezpieczonÄ… skrzyniÄ™ za oknem.
- Głupio mi. Przecież ledwie mnie znasz - Marcel wyraźnie bije sie z myślami.
- Nie myśl, że czegoś od ciebie chcę. Po prostu jesteś spoko koleś i już.
- Naprawdę tak myślisz? - Marcel jest zachwycony.
- Zabieraj się ze mną, bo jak będziesz tak sterczał na mrozie, to zamarzniesz na kość.
Marcel kiwa potakujÄ…co, ruszajÄ…c w drogÄ™ z kolegÄ….
- Ja niestety daleko mieszkam, bo aż na Wildzie - tłumaczy się Radek.
- To przecież wcale nie jest daleko. Damy radę - uspokaja go Marcel.
Chłopcy ruszają przed siebie raźnym krokiem.
***
- Tak jak dwa wieki temu, my Cegielszczacy, pierwsi buntujemy się przeciw władzy, która nie tylko zabiera nam pracę, pieniądze, jedzenie, ale też skazuje nas na zamarznięcie. Żądamy sprawiedliwego i uczciwego traktowania!
Rozlegają się oklaski kilkuset zgromadzonych, wpatrzonych w mówcę stojącego na bramie, pod którą schronił się XIX -wieczny zabytkowy parowóz. Gdy cichną, mówca rzuca hasło:
- Nie będziemy potulnie czekać na Dzień Zbawienia!
I wywołuje falę aplauzu.
- Na garnizon! Precz z komisarzem wojskowym. Ruszajmy bracia i siostry! - wrzeszczy w końcu.
TÅ‚um rusza ulicÄ… 28 czerwca 1956 w kierunku centrum.
Kiedy mija ulicę Fabryczną, w protest zostają wmieszani Radek z Marcelem. Zagadani chłopcy nie zauważają nawet, że wplątali się w samo centrum niezwykłego, jak na spokojny Poznań, wydarzenia.
Kiedy demonstranci wchodzą na ulicę Górna Wilda, zagradzają im drogę oddziały policji. Grupa nie zatrzymuje się jednak i idzie dalej. Ci na początku nie mają wyjścia, bo tyły pchają ich wprost na policyjne tarcze i pałki. W pewnej chwili Marcel zostaje wręcz rzucony przez tłum na taką tarczę. Policjanci bronią się przed chłopcem, usiłując odpędzić go pałkami. Widząc to, Radek rzuca się, by go ratować. Po chwili, gdy walka przenosi się dalej, Radek wynosi poturbowanego Marcela z masy rozjuszonych protestantów.
- Nic ci nie jest? Co ci zrobili ci dranie? - Radek martwi siÄ™ stanem kolegi.
- Jest ok. Chodźmy już stąd - Marcel nie zamierza się nad sobą litować, chociaż z rozbitego łuku brwiowego cieknie mu krew.
- Masz, przytrzymaj - Radek przykłada mu jednorazową chusteczkę w miejsce krwawienia i trzymając go za dłoń pokazuje, gdzie ma uciskać.
W końcu bocznymi uliczkami chłopcy trafiają na ulicę Maratońską.
- Tu mieszkasz? Fajnie - zachwyca siÄ™ budynkami Marcel.
- Wiesz, to wszystko z zewnątrz wygląda jak w oryginale, a w środku ta sama tandeta - mówi lekceważąco, machając ręką.
***
Dziewczyna wyrzuca zawartość torebki na kuchenny stół. Mruczy pod nosem: "Muszę wreszcie zrobić porządek, bo niczego znaleźć nie mogę". Segreguje przedmioty. Te wartościowe po prawej, a do wyrzucenia po lewej. Na koniec zostaje jej w ręku karta pamięci. Nie może do niczego jej przypasować. Nagle staje jej przed oczyma znajomy ojca.
- Moniko! Weź to i nie pokazuj nikomu. To bardzo ważne. Ktoś się po to zgłosi do ciebie.
Siada przy stole, a do jej oczu napływają łzy. Znajomy ojca zginął w jakimś dziwnym wypadku, chociaż brak prywatnych samochodów w Poznaniu radykalnie je ograniczył. Minęło kilka miesięcy od kiedy ma tę kartę pamięci, a jednak nikt po nią nie przyszedł. Postanawia przyjrzeć się znalezisku. Wkłada kartę do telefonu i kładzie go na stole tak, by jego miniaturowy projektor wyświetlał przed nią obraz. Z głośnika dobiegają dźwięki rozmowy.
Po obejrzeniu filmu Monika jest wstrząśnięta. Postanawia zwrócić się z tym do szkolnego kolegi, którego zna z nieukrywanej niechęci do rządu.
***
Radek podejmuje gościa w mieszkaniu swoich rodziców na drugim piętrze, rozpoczynając od opatrzenia ran koledze. Po uporaniu się z tym, sięga za okno i kluczykiem, który chowa pod parapetem, otwiera metalową skrzynkę umieszczoną tak, jak dawniej mocowano skrzynki z kwiatami. Z nabożeństwem wyjmuje zawiniątko w folii i lekko odwija.
- Widzisz? Świeżutki - chełpi się swoim bogactwem. Potem z powrotem zawija rybę w folię i wkłada do piekarnika. Uruchamia go, a ten zaczyna cicho warczeć.
- A masz kartki na prąd? Przecież piekarnik to żre, że hej - nie może się nadziwić Marcel.
- Od święta można sobie pozwolić - beztrosko mówi Radek. - A poza tym to trochę też nagrzeje pomieszczenie. Przysuń się. Będzie ci cieplej - radzi Marcelowi.
Po chwili ryba jest gotowa. Radek wykłada cztery widelce, ale tylko jeden talerz.
- Rybę trudno podzielić. Zgodzisz się, że zjemy z jednego talerza? - tłumaczy.
Chłopcy biorą się za jedzenie.
- Ty to musisz kochać tę matmę - przerywa milczenie Radek.
- Pasjami - odpowiada Marcel.
- Ale pewnie przez nią cały czas jesteś w chmurach - docieka Radek.
- Tak w przenośni to nie. Robię teraz taki konkretny projekt.
- Ciekawe. Opowiesz?
- Może kiedyś. Ale prawdę mówiąc to chciałbym znaleźć się w chmurach - marzy Marcel.
- CoÅ› ty! Po jakiego grzyba? - dziwi siÄ™ Radek.
- Jak to? Przecież tam zawsze świeci słońce i jest tak cieplutko.
- Racja. Szczególnie na górnym tarasie. Ale chodźmy już, bo zmierzcha.
- Że mnie wyganiasz to rozumiem, ale dlaczego od razu w liczbie mnogiej? - irytuje się Marcel.
- Bo chcę cię odprowadzić.
- Nic z tego. Nie jestem twojÄ… panienkÄ….
- Pewnie, że nie. Jesteś mężczyzną z krwi i kości, ale nie chciałbym, żeby z mojego powodu coś ci się stało. Pamiętasz to zajście sprzed ledwo godziny?
- Nawet nie wiesz, jak daleko mieszkam.
- Nie wiem, ale zaraz siÄ™ dowiem.
- Jak? - dziwi siÄ™ Marcel.
- Mam znajomego, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Dał mi kody dostępu do szkolnej bazy danych i w minutę wszystkiego się dowiem.
- Naprawdę? On jest hakerem? A wiesz, że potrzebowałbym pewnych danych?
- Po co ci? Ale chodźmy. Powiesz mi po drodze.
***
- Tu mieszkam - mówi Marcel, pokazując niewielki budynek na poznańskim Chwaliszewie.
- To do jutra. Trzymaj się - Radek klepie kolegę po plecach i odwraca się, by odejść.
- Do jutra. Dzięki za wszystko.
Marcel zdejmuje rękawiczkę, po czym przykłada gołą rękę do płytki obok domofonu i elektryczny zamek z trzaskiem odblokowuje drzwi wejściowe. Chłopak pcha drzwi i wbiega po schodach na drugie piętro. Ponownie przykłada rękę do płytki i wchodzi do mieszkania.
- A gdzieś ty się włóczył? - słyszy od progu.
- Cześć babciu! Musiałem wpaść do kolegi, żeby mi pomógł zrobić zadanie - Marcel gładko kłamie, postanawiając nie wtajemniczać babci w prawdziwy cel wizyty u Radka.
- A ucz się ucz, to może tobie uda się tę elektrociepłownię naprawić.
- Co też babcia opowiada. To przecież podobno wyciekło paliwo ze zbiorników i nic się nie da zrobić, żeby zwiększyć temperaturę. Trzeba oszczędzać.
- A ja słyszałam, że to Dzień Zbawienia uległ przesunięciu i dlatego trzeba oszczędzać paliwo, żeby na dłużej starczyło.
- Co też babcia mówi? Skąd te wiadomości?
- A to tylko pod kościołem tak baby mówiły.
- Ciekawe. Bo mnie się również wydaje, że to ochłodzenie to przez przesunięcie Dnia Zbawienia.
- Co ty tam gadasz?
- A nic. Tak tylko sobie myślę, co to się mogło stać, że tak zimno jest.
- No właśnie. Ucz się, ucz. To może ty tę elektrociepłownię wreszcie naprawisz.
- Być może - zamyśla się Marcel.
***
Następnego dnia Radek na korytarzu szkolnym spotyka kolegę, o którym mówił Marcelowi.
- Wiesz, Marek, potrzebujÄ™ pewnych danych - zaczyna.
Marek przykłada palec do ust i pokazuje drzwi wyjściowe. Wychodzą przed szkołę.
- Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? Kto byłby w stanie przesłuchać te wszystkie durne rozmowy na korytarzach szkolnych? - pyta Radek z wyrzutem.
- Nawet nie wiesz, ile oni mogą. Mają sztuczną inteligencję. Grzebiąc w sieci, znajduję takie rzeczy, że się człowiekowi jeży włos na głowie.
- Co na przykład?
- Potrafią z długich nagrań wyłowić sceny ze wskazanymi osobami.
- To chyba kogoś, kto im bardzo za skórę zalazł, a nie takich chłopaków z liceum.
- Nie lekceważ tego, co mówię. Wiem, że namierzają już paru licealistów.
- CoÅ› ty? Za co?
- Chociażby za podejrzliwość.
- Coś takiego? A ja właśnie w takiej sprawie do ciebie. Jeden mój kumpel poszukuje pewnych danych o naszej elektrociepłowni. Podejrzewa, że oficjalne dane są zafałszowane, bo coś mu się nie zgadza - wreszcie Radek wyłuszcza sprawę.
- Obawiam się, że bez dostania się do dyspozytorni nie dam rady. Ale poczekaj. Mam coś innego, co może zainteresować twojego kumpla. Przypadkiem wpadło w moje ręce – mówiąc, przekazuje kartę pamięci Radkowi.
***
Radek z Marcelem oglądają zawartość karty.
Na ekranie rozmawiają dwaj mężczyźni w mundurach:
- Już mi bokiem wychodzi ta wieczna odstawka.
- No cóż. Nie ma żadnego wroga na horyzoncie, a spokój wewnętrzny jest zupełny.
- To sam wiem, ale może jest jakiś sposób, by przełamać tę wieczną nudę?
- Mam pewnÄ… radÄ™. Powiedzmy... makiawelicznÄ….
- Gadaj szybko - ponagla wyższy rangą oficer.
- Ale nie powiesz nigdy i nikomu, że ja to zaproponowałem.
- Jasne - zaświadcza skwapliwie.
- Władzę w mieście może przejąć komisarz wojskowy tylko w przypadku okoliczności nadzwyczajnych.
- Tyle to i ja wiem. Myślisz, że takie okoliczności wystąpią?
- Same na pewno nie, ale awarię nietrudno wywołać. Na przykład ... elektrociepłowni.
W tym momencie zapis się urywa. Chłopcy spoglądają na siebie.
- Myślisz, że to przypadek? - w końcu pyta Radek.
- Musiałbym jeszcze mieć te dane z elektrociepłowni, ale ta rozmowa sugeruje, że ktoś mógł manipulować w jej programie.
- W jakim sensie?
- Wystarczy przesunąć Dzień Zbawienia w komputerze na daleką przyszłość.
***
- Chodź za mną - szepce Radek za plecami Marcela i szybko go mija.
- Ale co się stało? - Marcel dogania Radka już poza szkołą.
- Śledzą mnie. Dzisiaj rano widziałem dwóch facetów pod domem. Ledwo mi się udało ich zgubić.
- Może się mylisz? - powątpiewa Marcel.
- Nie sądzę. Masz jakiś pomysł, gdzie moglibyśmy się schronić? - Radek wyraźnie nie wie co robić.
- Najlepiej w chmurach. Mówiłem ci. Pamiętasz? - beztrosko marzy Marcel.
- A wiesz, że to jest myśl. Tam nas nikt nie znajdzie i moglibyśmy zdobyć te brakujące ci dane.
- To wspaniale! Ale jak tam się znaleźć? Nie mamy przecież helikopterów ani balonów.
- A wiesz, że balon akurat możemy zdobyć? - Radek wpada na pomysł.
- Co ty gadasz?
- Taki balon wisi pod sufitem w muzeum techniki.
- Od razu zauważą, że zniknął i będą nas właśnie w powietrzu i w chmurach szukać – Marcel krytykuje pomysł.
- Wiem, gdzie chowają kopię zapasową i jak ją wydostać - chytrze uśmiecha sie Radek.
- No dobra, to chodźmy.
***
- Ależ to waży! - Marcelowi ciąży zwinięta w spory pakunek powłoka balonu.
- Chodź! Nie narzekaj. Jeszcze chwila. Musimy się znaleźć poza zasięgiem kamer - Radek niesie kompresor, palnik i złożony kosz balonu.
Chłopcy posuwają się wzdłuż Warty. W pewnej chwili nadbrzeże poszerza się, odsłaniając olbrzymią połać wolnego terenu otoczonego ze wszystkich stron drzewami.
- O, teraz. Tutaj.
Składają balon, kosz i palnik. Włączają kompresor i balon zaczyna się napełniać.
- Tak to chyba nie polecimy - mówi Marcel, widząc że balon, chociaż napełniony, nadal opiera się o ziemię.
- No pewnie, głąbie. Zapomniałeś, że potrzebne jest gorące powietrze, by stworzyć siłę nośną? - Radek śmieje się, zapalając palnik.
- A no tak. Masz rację. Już mi się w głowie miesza ze strachu - zwierza się Marcel.
Radek patrzy mu prosto w oczy.
- Wiesz? Ja też się boję. Ale się nie daję i będę walczył do końca o moje i twoje życie.
- I o prawdÄ™! - podpowiada Marcel.
- I o prawdę! - wtóruje mu Radek.
W tym momencie balon zaczyna się prostować.
- Szybko. Wsiadajmy - popędza Radek.
Chłopcy wskakują do gondoli, a balon powoli i majestatycznie rusza w górę.
Tymczasem Radek zawisa na linach poza gondolÄ….
- Co ty wyprawiasz? - dziwi siÄ™ Marcel.
- Muszę widzieć, gdzie lecimy i tak wykierować, żebyśmy nie zahaczyli o chmury, bo inaczej staniemy, a nawet balon może się przedziurawić.
- Czujesz? Już jest cieplej - tymczasem cieszy się Marcel.
W chwilę później mijają poziomą platformę obsadzoną roślinami.
- Dlaczego tu siÄ™ nie zatrzymamy?
- Musimy dolecieć do najwyższej, aby balon miał miejsce, żeby nad nią zawisnąć - wyjaśnia Radek.
- To nas wtedy Å‚atwo zobaczÄ….
- Spokojnie. Od razu zwiniemy balon. Ale zobacz, jest coraz cieplej, a ja nadal muszę grzać palnik i to coraz mocniej, aby wzleciał wyżej - dziwi się Radek.
- Ach, ty palancie! Fizyki nie znasz? Przecież powietrze w środku balonu, żeby się wznosił, musi być lżejsze niż na zewnątrz. Zatem liczy się różnica temperatur między powietrzem otaczającym balon, a tym znajdującym się w środku. Jak cieplej wokół, to musisz mocniej nagrzać powietrze w balonie - naigrywa się Marcel.
- Racja. Teraz to ja dałem plamę.
Wypłynęli nad potężne pole truskawkowe przechodzące z lewej i prawej strony balonu w inne uprawy. Krańce wschodni i zachodni pola są niewidoczne. Za to zarysowująca się na północy krawędź tego pola kończy się przepaścią.
- O, już lądujemy. Przygotuj kotwicę, żeby zahaczyć o brzeg platformy. Albo jak wolisz, nadal nazywaj ją chmurą.
Po chwili wyłączyli palnik i balon zaczął składać się na platformie. Zwinęli go szybko, aby nie zajmował miejsca i nie przyciągał uwagi.
- Nie wiedziałem, że tak wyglądają moje chmury z bliska - dziwi się Marcel.
- A coś ty myślał? Na dole nie ma za dużo miejsca na uprawy, a tu są też lepsze warunki temperaturowe - objaśnia Radek.
- A nic nam się nie stanie, jak platforma zacznie się przesuwać, by zasłonić słońce na noc? – pyta z obawą Marcel.
- Spoko. Ta platforma się nie rusza. Te pod nami wychodzą spod niej zasłaniając całą przestrzeń do kolejnej stałej platformy.
Słońce przyjemnie grzeje ich ciała. Wkrótce pozbywają się całej wierzchniej odzieży, pozostając tylko w bieliźnie.
- To tu słońce nigdy nie przestaje grzać? O tym marzyłem - Marcel z widoczną przyjemnością kładzie się na zwiniętym balonie.
Radek spoglÄ…da na niego rozbawiony.
- Ach, ty piecuchu. Musiałbyś mieć fuchę kota podwórzowego. Grzałbyś się na dachach i za piecem.
- Ale nigdy nie miałbym słońca na okrągło - zauważa Marcel.
- No tak, ta platforma jest wyjątkowa. Tu hodują najbardziej światłolubne rośliny. Pozostałym musi wystarczyć połowa doby w pełnym naświetleniu - mówi Radek.
- A przez to zasłanianie w Poznaniu zachodzi słońce - zauważa Marcel.
- Bo ludziom nie tylko nie jest potrzebne całodobowe naświetlanie, ale nawet przeszkadza ono w nocnym wypoczynku. A i tak nie jest to pełna ciemność. Zawsze jakaś poświata zostaje - dodaje Radek.
- To co? Zdrzemniemy siÄ™ trochÄ™? - proponuje Marcel.
- Przestań się wylegiwać i wstawaj. Musimy szukać dojścia do dyspozytorni, żeby odczytać te twoje dane - mówi Radek.
- Już wstaję - Marcel zbiera się powoli.
- Najlepiej znaleźć się w dyspozytorni i jeszcze mieć uprawnienia dostępu.
- A gdzie jest ta dyspozytornia?
- GdzieÅ› na tym poziomie.
- No to szukajmy.
Chłopcy dochodzą do jednej z krawędzi platformy. Tu znajdują drabinkę.
- Co to za ściana?
- Nie masz wyobraźni? To jedna z dwóch ścian zamykających Poznań. Jedna od wschodu, a druga od zachodu.
- Idziemy w górę czy w dół?
- Myślę, że w górę. Dyspozytornia powinna być bliżej reaktora.
Wchodzą na drabinkę. Po kilkudziesięciu metrach wspinania znajdują drzwi, które okazują się być otwarte. Wchodzą do środka. Po chwili dostrzegają w środku jakiegoś człowieka.
- Musimy go przekonać, by nam pokazał parametry elektrociepłowni - mówi Radek.
- Nie ma innego sposobu? - pyta Marcel.
- Nie, bo musi położyć rękę na skanerze, aby program pozwolił nam wejść - przekonuje Radek.
WychodzÄ… z ukrycia i stajÄ… przed dyspozytorem.
- A co wy tu robicie? Idźcie stąd natychmiast - dyspozytor jest zaskoczony.
- Musi nam pan pokazać, jaka jest data zbawienia wpisana w komputer. Podejrzewamy, że ktoś ją sfałszował. Niech no pan nam to pokaże! - zaczyna Radek, kończąc z naciskiem.
Dyspozytor z ociÄ…ganiem wykonuje polecenie. Na ekranie ukazuje siÄ™ data.
- Widzi pan tę kretyńską liczbę – 2412. To dlatego reaktor tak skąpi energii - odczytuje Marcel, jednocześnie objaśniając.
- Rzeczywiście. Powinno być 2208 - przyznaje mu rację dyspozytor. - Czyli jak przywrócimy właściwą datę, to ogrzewanie wróci do normy?
- Jasne! Bo wtedy reaktor nie będzie rozkładał zużycia energii aż na ponad dwieście lat. Jesteśmy w stanie cofnąć tę epokę lodowcową - zdecydowanym głosem mówi Marcel.
- To co? Chce się pan przyczynić do polepszenia warunków życia w Poznaniu, czy nie? - naciska Radek.
- Dobrze, już zmieniam - dyspozytor okazuje się być zaskakująco spolegliwy.
W tym momencie świetlne słupki na tablicy rozdzielczej zaczynają rosnąć, a na ekranach widać uaktywnienie się dodatkowych dysz z paliwem wodorowym.
- Widzicie jak zmienia siÄ™ moc reaktora? - pyta Radek.
- Wzrosła o 80% - dyspozytor odczytuje wskazania.
- Ludzie chodzący po powierzchni powinni już zauważyć intensywniejsze słońce - rozumuje Radek.
- Ale super! Będzie ciepło - Marcel cieszy się jak małe dziecko i zaczyna podskakiwać. Nagle boleśnie uderza głową w sufit dyspozytorni, a potem z impetem spada na swoje siedzenie.
- O Boże! Co się stało?
- Ech fujaro. Znowu muszę cię oświecać, że jesteśmy dalej od powierzchni i grawitacja jest znacznie słabsza. Będąc w tym naszym małym świecie tak blisko termonuklearnego słońca, musisz uważać z podskokami - uświadamia go Radek.
- Racja. Jak mogłem zapomnieć?
- A ja dzwoniÄ™ do Marka.
- Słucham - odzywa się głos w słuchawce.
- To ty Marek? Tu Radek.
- Tak. Słyszałem, że zniknęliście. Już się martwiłem.
- Wiesz co zrobiliśmy? Przełączyliśmy reaktor na pełną moc. Niebawem poczujesz wiosnę, a potem lato.
- Ale wiesz, że zaraz was dopadną i wszystko wyłączą na powrót? - Marek jest sceptyczny.
- Też mnie to martwi. To co? Zabarykadować się?
- To na nic. Ogarnijcie się trochę i odwróćcie do kamery. Spróbuję was połączyć wprost z redaktorem dyżurnym głównego kanału informacyjnego poznańskiej telewizji. Tylko mówcie składnie i zwięźle. Lepiej nie wspominajcie o spisku, ale że odkryliście nieprawidłowość i ją wyeliminowaliście. Tak będzie bardziej dyplomatycznie i wiarygodnie, a niebawem wszystko się wyjaśni do końca.
***
- Słyszysz, co ci smarkacze gadają? Musimy im natychmiast zamknąć gęby. Masz coś na nich? Jakiegoś haka? - wojskowy komisarz Poznania mówi głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Poszukam - komendant poznańskiej policji mówi z wahaniem.
- Byle szybko, bo teraz każda minuta się liczy - władczy ton komisarza potęguje się.
Po rozłączeniu z komendantem komisarz na powrót włącza głos w głównym kanale informacyjnym telewizji poznańskiej.
- Pewnie wszyscy państwo zauważyli nagły wzrost intensywności promieni słonecznych. Właśnie przed chwilą otrzymaliśmy wyjaśnienie tego fenomenu. Dwaj licealiści wykryli błąd w oprogramowaniu naszej elektrociepłowni termojądrowej i wprowadzili poprawkę. To spowodowało, że jej wydajność cieplna wzrosła o 80% i niebawem powrócą temperatury sprzed siedmiu lat. Nasz reporter jest w drodze do dyspozytorni elektrociepłowni, by porozmawiać bezpośrednio z bohaterami tego zdarzenia.
Obraz zmienia się na wnętrze dyspozytorni.
- Serdecznie wam gratuluję, chłopcy. To prawdziwy sukces. Jak na to wpadliście? - redaktor prowadzący programy naukowo -techniczne w poznańskiej telewizji, cały rozpromieniony zwraca się do starszego chłopca.
- To Marcel wykrył nieprawidłowość w powszechnie dostępnych danych - Radek oddaje pierwszeństwo koledze.
- A Radek zorganizował tę wyprawę do dyspozytorni - rewanżuje się Marcel.
Rozmowa na temat tej ważnej dla poznaniaków sprawy przeciąga się. W pewnej chwili dochodzi nowy rozmówca.
- Witamy pana komendanta policji. A pan co na to powie? Jest szansa, że wzrośnie poszanowanie prawa w naszym mieście? Ludzie będą szczęśliwsi i mniej będzie frustracji? - redaktor zwraca się do policjanta.
- Niestety, panie redaktorze, jestem tu w innej sprawie, a mianowicie doniesienia na temat poważnego złamania prawa przez jednego z obecnych tu młodzieńców - mówi z udawanym smutkiem i zwraca się do Radka:
- Radosławie Wernic. Jest pan zatrzymany z powodu doniesienia o popełnieniu przez pana przestępstwa, polegającego na narażeniu życia i zdrowia nieletniego. Ma pan prawo do odmowy składania wyjaśnień.
Komendant wskazuje ręką obwinionego, na co jeden z szeregowych policjantów zakłada mu kajdanki i wyprowadza z dyspozytorni.
- Czy może pan naświetlić szczegóły tej sprawy? - pyta zaskoczony przebiegiem spotkania redaktor.
- Odmawiam składania jakichkolwiek wyjaśnień. W późniejszym terminie informacji udzieli rzecznik prasowy poznańskiej policji.
- Uwaga, proszę państwa, właśnie otrzymałem wiadomość, że w sieci pojawił się bulwersujący filmik niewiadomego pochodzenia, mający związek ze sprawą, której właśnie byliśmy świadkami - redaktor zachłystuje się tempem wydarzeń, jakiego od bardzo dawna nie było w nudnej poznańskiej telewizji.
***
Marek otrzymuje na komunikatorze społecznościowym sygnał, że pojawił się nowy demaskatorski filmik. Jak zwykle zainteresowany takimi sprawami, klika w link i zaczyna oglądać.
Na filmie pojawiają się białe drzwi. Po chwili otwiera je młody chłopak i wchodzi do środka. Za nim pojawia się inny, w którym po chwili Marek rozpoznaje Radka. Ten ostatni wyjmuje pożółkłą ze starości paczkę papierosów z widocznym nadrukiem "Palenie zabija". Częstuje młodszego i sam wkłada sobie papierosa do ust. Po czym wyjmuje zapalniczkę i zapala obydwa papierosy. Chłopcy zaciągają się, wypuszczając gęsty dym. Na tym film urywa się. Napisy końcowe objaśniają, że młodszy z chłopców ma tylko czternaście lat, w związku z czym film jest dowodem popełnienia przestępstwa i zachęcają do wypowiadania się na ten temat.
- A to szpicle! - nie wytrzymuje Marek, wrzeszcząc na cały głos w pracowni informatycznej. - Wiedziałem, że nas nagrywają, ale nie przypuszczałem, że w toalecie - na jego wezwanie inni uczniowie podchodzą zainteresowani. - Ale już ja im się odwdzięczę.
Pod filmikiem, oprócz częstych niewybrednych komentarzy, rozgorzała zaciętą dyskusja, w której internauci zastanawiają się, dlaczego filmik pojawił się właśnie w tym momencie w sieci oraz kto go nagrał. Większość przychyla się do opinii, że zarówno samo nagranie, jak i ujawnienie go, to sprawka policji, która wykorzystuje filmik, by wyeliminować niewygodną w innej sprawie postać.
Tymczasem uczniowie przełączają się na oficjalny kanał informacyjny poznańskiej telewizji, gdzie zabrał głos komisarz:
- Jestem zbulwersowany sytuacją, w której media dają bezkrytycznie wiarę małoletnim przestępcom w tak poważnej sprawie, jak bezpieczeństwo energetyczne narodu poznańskiego. Nie po to zmniejszaliśmy produkcję energii naszego małego słońca, jak czasem nazywamy ten termojądrowy reaktor, położony w centrum naszego wirującego walca, by komuś dokuczyć, ale dla zapewnienia bezpieczeństwa lotu naszego ponad półmilionowego statku kosmicznego. Pamiętajcie, że po dotychczasowych 93 czeka nas jeszcze 27 lat podróży do planowanego wejścia na orbitę systemu podwójnych słońc.
- Dziękujemy panu komisarzowi za jego oświadczenie. Tymczasem pan senator Gwóźdź pragnie zabrać głos w omawianej sprawie.
- Cała sprawa wydaje mi się niejasna. Domagam się więc utworzenia senackiej komisji śledczej do sprawy manipulowania bezpieczeństwem energetycznym statku.
- Szanowni państwo, to niebywałe, jak szybko biegną wydarzenia. Właśnie otrzymaliśmy doniesienie o pojawieniu się w sieci filmiku dyskredytującego naszego wojskowego komisarza Poznania. Co pan na to, panie senatorze?
- Chciałbym powiedzieć, że w związku z tym zgłoszę wniosek o uzupełnienie dzisiejszego posiedzenia senatu głosowaniem o zawieszenie wojskowego komisarza Poznania na czas zakończenia prac komisji, mającej wyjaśnić manipulowanie nastawami elektrowni termojądrowej.
***
Dzieci przedszkolne ustawiajÄ… siÄ™ przed ratuszem na Starym Rynku.
- Zaraz zobaczycie jak koziołki trykają się na ratuszowej wieży.
Rzeczywiście zegar bije dwunastą i po chwili metalowe postacie zwierząt wychodzą pod zegarem i popisują się przed zgromadzonym tłumem, jak zawsze w Poznaniu od kilkuset lat.
- A proszę pani, czy te koziołki są prawdziwe? Bo słyszałam, że to wszystko kopie.
- Tak rzeczywiście jest. Całe nasze miasto, nazwane dla odróżnienia Poznań dwie gwiazdki, to kopia oryginalnego Poznania. Tylko stuletni poznaniacy mogą pamiętać to miasto na Ziemi.
- A po co sÄ… auta?
- To szybkie pojazdy napędzane silnikami, ale w Poznaniu ich prawie nie mamy, bo są nam niepotrzebne. Wystarczą rowery i własne nogi.
- A czy można iść prosto przed siebie i wrócić w to samo miejsce?
- Tak, jeżeli idziemy na północ lub południe, bo krańce północny i południowy Poznania łączą się tworząc walec, w którego pustym środku ułożony jest Poznań z własnym słońcem w centrum.
- A dlaczego walec?
- Bo obracając się w tempie trzy obroty na minutę, wytwarza sztuczną grawitację bardzo potrzebną nam do normalnego życia.
- A kiedy będzie zima?
- Na szczęście udało się nam ją zatrzymać i teraz już cały czas będzie ciepło.
- Szkoda.
- Dlaczego?
- Bo ja chciałem znowu ulepić bałwana.
***
- Wysoki sądzie. Wobec wysokiej szkodliwości czynu popełnionego przez zatrzymanego wnoszę o aresztowanie go na trzy miesiące.
- Co ma do powiedzenia obrona?
- Wnoszę o uchylenie wniosku prokuratora wobec spodziewanego wyroku uniewinniającego. Zatrzymany bowiem nie wiedział, w jakim wieku jest jego kolega, który zamiast do drugiej klasy gimnazjum chodził razem z szesnastolatkami do pierwszej klasy licealnej. Skrzętnie ukrywał swój wiek przed kolegami, by jako młodszy nie stracić prestiżu w szkole. Poza tym oskarżony nie zmuszał poszkodowanego do zapalenia papierosa i był to mimo dłuższej znajomości jednorazowy incydent. Chłopcy są w przyjacielskich stosunkach.
- Wobec powyższego przychylam się do wniosku obrony i uchylam wniosek oskarżenia. Oskarżony będzie odpowiadał z wolnej stopy.
Radek oddycha z ulgą i wychodzi z sali w towarzystwie rodziców. Na schodach ze skruszoną miną czeka Marcel.
- To wy sobie pogadajcie, a my poczekamy na ciebie przy wypożyczalni rowerów na Nowowiejskiego. Wiesz gdzie to jest?
Radek kiwa głową, że wie.
- Jesteś na mnie zły? Chyba powinieneś - mówi Marcel.
- Jestem zły na siebie. Kompletnie mi odbiło z tymi papierosami dziadka.
- Ale, ale. Na pewno nie wiesz, że ja właśnie dzisiaj kończę te piętnaście lat - mówi z dumą Marcel.
- Wybacz, że nie mam prezentu, ale z całego serca życzę ci wszystkiego dobrego. Dalszych sukcesów matematycznych i życiowych też - Radek ściska dłoń przyjaciela.
- Lato idzie. Pierwsze od 7 lat. To najlepszy prezent - śmieje się Marcel.
- Ech, ty piecuchu.