Czytano 318544 razy przez 23503 osoby. Aktualnie 27 osób.

Poznań**

Liceum w Poznaniu jakich wiele. W jego budynku wszystkie okna są uszczelnione przed zimnem tymczasowymi zabezpieczeniami. Ale i tak jest zdecydowanie za chłodno. Uczniowie paradują w grubych swetrach i kurtkach, w widoczny sposób przerabianych i ocieplanych domowymi sposobami. Na korytarzach panuje ożywiony ruch przerwy międzylekcyjnej.
   Drobny chÅ‚opak o wyglÄ…dzie cherubinka siedzi na torbie oparty o kaloryfer, trzÄ™sÄ…c siÄ™ caÅ‚y. PrzyglÄ…da siÄ™ spacerujÄ…cym i żywo dyskutujÄ…cym uczniom. W pewnej chwili zatrzymuje siÄ™ przed nim wysoki, przystojny nastolatek o kruczoczarnych wÅ‚osach.
      - Zimno ci?    - rzuca pytanie.
   Tamten nie odpowiada.
      - Mam coÅ› rozgrzewajÄ…cego    - proponuje po chwili półgÅ‚osem.    - Chcesz? To chodź!
   Po czym oddala siÄ™. Ten drobny patrzy za nim, gdy korytarzem zmierza w stronÄ™ toalety. Widzi jak tamten otwiera drzwi, chwilÄ™ wczeÅ›niej oglÄ…dajÄ…c siÄ™ na niego. I w tym momencie podnosi siÄ™. Z wahaniem podąża w tym samym kierunku, torbÄ™ pozostawiwszy pod kaloryferem.
   Po kilku minutach drzwi toalety otwierajÄ… siÄ™ i kiedy kruczowÅ‚osy już wychodzi, sÅ‚yszy szept z gÅ‚Ä™bi:
      - DziÄ™ki. Wreszcie zrobiÅ‚o mi siÄ™ ciepÅ‚o.
      - Mnie też    - odpowiada na to z uÅ›miechem.
   W tej chwili odzywa siÄ™ dzwonek na lekcjÄ™. Wyższy szybkim krokiem wbiega na piÄ™tro i podąża w kierunku jednej z klas. Siada w Å‚awce, wyciÄ…gajÄ…c tablet. Po przyjÅ›ciu nauczyciela stara siÄ™ skupić na lekcji.
      - Dzisiaj bÄ™dziemy mówić o ostatnim zlodowaceniu, które trwaÅ‚o od 115 tysiÄ™cy lat do 11 700 lat przed rokiem 2000    - nauczyciel przechodzi do nowego zagadnienia.
      - Chyba przedostatnim, bo o gorszym niż to od siedmiu lat nie sÅ‚yszaÅ‚em    - nie wytrzymuje jeden z wygadanych uczniów, demonstracyjnie pokazujÄ…c jak jest mu zimno, czym wywoÅ‚uje wybuch salwy Å›miechu na sali.
   Nauczyciel również siÄ™ uÅ›miecha.
      - Kto wie, jak to oceni historia    - stwierdza nieco refleksyjnie.
      - Tak zimno to chyba jeszcze nigdy w Poznaniu nie byÅ‚o    - odzywa siÄ™ na to jedna z uczennic.
      - Byleby przetrwać do Dnia Zbawienia    - rzuca ktoÅ› inny.
   ***
   W jednym z poznaÅ„skich koÅ›ciołów wÅ‚aÅ›nie skoÅ„czyÅ‚o siÄ™ nabożeÅ„stwo i wierni pomaÅ‚u wychodzÄ… na zewnÄ…trz. Kilka kobiet przystaje w cieniu Å›wiÄ…tyni.
      - SÅ‚yszaÅ‚am, że DzieÅ„ Zbawienia nastÄ…pi później.
      - Co pani mówi? To nie do wiary.
      - Podobno tego nie rozgÅ‚aszajÄ…, żeby nie wywoÅ‚ać paniki.
      - To nie wystarczy te dwadzieÅ›cia siedem lat? Ja przecież i tak nie wiem czy tego dożyjÄ™. Stara już jestem.
      - Tego nikt nie wie.
      - MówiÄ…, że wystÄ…piÅ‚y jakieÅ› problemy techniczne. Dlatego wÅ‚aÅ›nie jest tak zimno i mamy komisarza wojskowego, a nie prezydenta, którego wybieraliÅ›my.
      - Ech, to wszyscy wiemy, że nastÄ…piÅ‚o uszkodzenie elektrociepÅ‚owni, ale o przesuniÄ™ciu Dnia Zbawienia nikt przecież jeszcze nie mówiÅ‚.
   ***
   ChÅ‚opak o wyglÄ…dzie cherubinka po skoÅ„czonych lekcjach wychodzi ze szkoÅ‚y i kieruje siÄ™ w stronÄ™ centrum. Gdy zbliża siÄ™ do GÅ‚ogowskiej, ktoÅ› wykrzykuje jego imiÄ™:
      - Hej, Marcel!
   Odwraca siÄ™ zdziwiony i widzi kolegÄ™, którego spotkaÅ‚ kilka godzin wczeÅ›niej. Ten usiÅ‚uje go dogonić. Marcel uÅ›miecha siÄ™ do niego.
      - SkÄ…d znasz moje imiÄ™?
      - ZaÅ‚ożę siÄ™, że ty moje też znasz    - odpowiada tamten.
      - JesteÅ› Radek. Przecież przewodniczysz szkole. Każdy ciÄ™ zna    - Å›mieje siÄ™ Marcel.
      - A ty jesteÅ› Å›wietny matematyk. WygraÅ‚eÅ› dwie olimpiady    - rewanżuje siÄ™ Radek.
      - To byÅ‚o jeszcze w podstawówce i gimnazjum    - odpowiada Marcel nieco zakÅ‚opotany.
      - Zapraszam ciÄ™ na pstrÄ…ga pieczonego w folii    - proponuje Radek.
   Marcel ze zdziwienia wybaÅ‚usza oczy.
      - CoÅ› ty! PstrÄ…gi sÄ… na kartki. Ale teraz podobno już wyzdychaÅ‚y i dajÄ… jakieÅ› Å›wiÅ„stwo w zamian.
   Radek uÅ›miecha siÄ™ szeroko, klepiÄ…c kolegÄ™ po plecach.
      - Wyluzuj. Mam w lodówce, to dam.
      - To ty używasz lodówki?
      - W warunkach epoki lodowcowej to niepotrzebne i szkoda kartek na prÄ…d, ale mam dobrze zabezpieczonÄ… skrzyniÄ™ za oknem.
      - GÅ‚upio mi. Przecież ledwie mnie znasz    - Marcel wyraźnie bije sie z myÅ›lami.
      - Nie myÅ›l, że czegoÅ› od ciebie chcÄ™. Po prostu jesteÅ› spoko koleÅ› i już.
      - NaprawdÄ™ tak myÅ›lisz?    - Marcel jest zachwycony.
      - Zabieraj siÄ™ ze mnÄ…, bo jak bÄ™dziesz tak sterczaÅ‚ na mrozie, to zamarzniesz na kość.
   Marcel kiwa potakujÄ…co, ruszajÄ…c w drogÄ™ z kolegÄ….
      - Ja niestety daleko mieszkam, bo aż na Wildzie    - tÅ‚umaczy siÄ™ Radek.
      - To przecież wcale nie jest daleko. Damy radÄ™    - uspokaja go Marcel.
   ChÅ‚opcy ruszajÄ… przed siebie raźnym krokiem.
   ***
      - Tak jak dwa wieki temu, my Cegielszczacy, pierwsi buntujemy siÄ™ przeciw wÅ‚adzy, która nie tylko zabiera nam pracÄ™, pieniÄ…dze, jedzenie, ale też skazuje nas na zamarzniÄ™cie. Żądamy sprawiedliwego i uczciwego traktowania!
   RozlegajÄ… siÄ™ oklaski kilkuset zgromadzonych, wpatrzonych w mówcÄ™ stojÄ…cego na bramie, pod którÄ… schroniÅ‚ siÄ™ XIX   -wieczny zabytkowy parowóz. Gdy cichnÄ…, mówca rzuca hasÅ‚o:
      - Nie bÄ™dziemy potulnie czekać na DzieÅ„ Zbawienia!
   I wywoÅ‚uje falÄ™ aplauzu.
      - Na garnizon! Precz z komisarzem wojskowym. Ruszajmy bracia i siostry!    - wrzeszczy w koÅ„cu.
   TÅ‚um rusza ulicÄ… 28 czerwca 1956 w kierunku centrum.
   Kiedy mija ulicÄ™ FabrycznÄ…, w protest zostajÄ… wmieszani Radek z Marcelem. Zagadani chÅ‚opcy nie zauważajÄ… nawet, że wplÄ…tali siÄ™ w samo centrum niezwykÅ‚ego, jak na spokojny PoznaÅ„, wydarzenia.
   Kiedy demonstranci wchodzÄ… na ulicÄ™ Górna Wilda, zagradzajÄ… im drogÄ™ oddziaÅ‚y policji. Grupa nie zatrzymuje siÄ™ jednak i idzie dalej. Ci na poczÄ…tku nie majÄ… wyjÅ›cia, bo tyÅ‚y pchajÄ… ich wprost na policyjne tarcze i paÅ‚ki. W pewnej chwili Marcel zostaje wrÄ™cz rzucony przez tÅ‚um na takÄ… tarczÄ™. Policjanci broniÄ… siÄ™ przed chÅ‚opcem, usiÅ‚ujÄ…c odpÄ™dzić go paÅ‚kami. WidzÄ…c to, Radek rzuca siÄ™, by go ratować. Po chwili, gdy walka przenosi siÄ™ dalej, Radek wynosi poturbowanego Marcela z masy rozjuszonych protestantów.
      - Nic ci nie jest? Co ci zrobili ci dranie?    - Radek martwi siÄ™ stanem kolegi.
      - Jest ok. Chodźmy już stÄ…d    - Marcel nie zamierza siÄ™ nad sobÄ… litować, chociaż z rozbitego Å‚uku brwiowego cieknie mu krew.
      - Masz, przytrzymaj    - Radek przykÅ‚ada mu jednorazowÄ… chusteczkÄ™ w miejsce krwawienia i trzymajÄ…c go za dÅ‚oÅ„ pokazuje, gdzie ma uciskać.
   W koÅ„cu bocznymi uliczkami chÅ‚opcy trafiajÄ… na ulicÄ™ MaratoÅ„skÄ….
      - Tu mieszkasz? Fajnie    - zachwyca siÄ™ budynkami Marcel.
      - Wiesz, to wszystko z zewnÄ…trz wyglÄ…da jak w oryginale, a w Å›rodku ta sama tandeta    - mówi lekceważąco, machajÄ…c rÄ™kÄ….
   ***
   Dziewczyna wyrzuca zawartość torebki na kuchenny stół. Mruczy pod nosem: "MuszÄ™ wreszcie zrobić porzÄ…dek, bo niczego znaleźć nie mogÄ™". Segreguje przedmioty. Te wartoÅ›ciowe po prawej, a do wyrzucenia po lewej. Na koniec zostaje jej w rÄ™ku karta pamiÄ™ci. Nie może do niczego jej przypasować. Nagle staje jej przed oczyma znajomy ojca.
      - Moniko! Weź to i nie pokazuj nikomu. To bardzo ważne. KtoÅ› siÄ™ po to zgÅ‚osi do ciebie.
   Siada przy stole, a do jej oczu napÅ‚ywajÄ… Å‚zy. Znajomy ojca zginÄ…Å‚ w jakimÅ› dziwnym wypadku, chociaż brak prywatnych samochodów w Poznaniu radykalnie je ograniczyÅ‚. Minęło kilka miesiÄ™cy od kiedy ma tÄ™ kartÄ™ pamiÄ™ci, a jednak nikt po niÄ… nie przyszedÅ‚. Postanawia przyjrzeć siÄ™ znalezisku. WkÅ‚ada kartÄ™ do telefonu i kÅ‚adzie go na stole tak, by jego miniaturowy projektor wyÅ›wietlaÅ‚ przed niÄ… obraz. Z gÅ‚oÅ›nika dobiegajÄ… dźwiÄ™ki rozmowy.
   Po obejrzeniu filmu Monika jest wstrzÄ…Å›niÄ™ta. Postanawia zwrócić siÄ™ z tym do szkolnego kolegi, którego zna z nieukrywanej niechÄ™ci do rzÄ…du.
   ***
   Radek podejmuje goÅ›cia w mieszkaniu swoich rodziców na drugim piÄ™trze, rozpoczynajÄ…c od opatrzenia ran koledze. Po uporaniu siÄ™ z tym, siÄ™ga za okno i kluczykiem, który chowa pod parapetem, otwiera metalowÄ… skrzynkÄ™ umieszczonÄ… tak, jak dawniej mocowano skrzynki z kwiatami. Z nabożeÅ„stwem wyjmuje zawiniÄ…tko w folii i lekko odwija.
      - Widzisz? Åšwieżutki    - cheÅ‚pi siÄ™ swoim bogactwem. Potem z powrotem zawija rybÄ™ w foliÄ™ i wkÅ‚ada do piekarnika. Uruchamia go, a ten zaczyna cicho warczeć.
      - A masz kartki na prÄ…d? Przecież piekarnik to żre, że hej    - nie może siÄ™ nadziwić Marcel.
      - Od Å›wiÄ™ta można sobie pozwolić    - beztrosko mówi Radek.    - A poza tym to trochÄ™ też nagrzeje pomieszczenie. PrzysuÅ„ siÄ™. BÄ™dzie ci cieplej    - radzi Marcelowi.
   Po chwili ryba jest gotowa. Radek wykÅ‚ada cztery widelce, ale tylko jeden talerz.
      - RybÄ™ trudno podzielić. Zgodzisz siÄ™, że zjemy z jednego talerza?    - tÅ‚umaczy.
   ChÅ‚opcy biorÄ… siÄ™ za jedzenie.
      - Ty to musisz kochać tÄ™ matmÄ™    - przerywa milczenie Radek.
      - Pasjami    - odpowiada Marcel.
      - Ale pewnie przez niÄ… caÅ‚y czas jesteÅ› w chmurach    - docieka Radek.
      - Tak w przenoÅ›ni to nie. RobiÄ™ teraz taki konkretny projekt.
      - Ciekawe. Opowiesz?
      - Może kiedyÅ›. Ale prawdÄ™ mówiÄ…c to chciaÅ‚bym znaleźć siÄ™ w chmurach    - marzy Marcel.
      - CoÅ› ty! Po jakiego grzyba?    - dziwi siÄ™ Radek.
      - Jak to? Przecież tam zawsze Å›wieci sÅ‚oÅ„ce i jest tak cieplutko.
      - Racja. Szczególnie na górnym tarasie. Ale chodźmy już, bo zmierzcha.
      - Å»e mnie wyganiasz to rozumiem, ale dlaczego od razu w liczbie mnogiej?    - irytuje siÄ™ Marcel.
      - Bo chcÄ™ ciÄ™ odprowadzić.
      - Nic z tego. Nie jestem twojÄ… panienkÄ….
      - Pewnie, że nie. JesteÅ› mężczyznÄ… z krwi i koÅ›ci, ale nie chciaÅ‚bym, żeby z mojego powodu coÅ› ci siÄ™ staÅ‚o. PamiÄ™tasz to zajÅ›cie sprzed ledwo godziny?
      - Nawet nie wiesz, jak daleko mieszkam.
      - Nie wiem, ale zaraz siÄ™ dowiem.
      - Jak?    - dziwi siÄ™ Marcel.
      - Mam znajomego, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. DaÅ‚ mi kody dostÄ™pu do szkolnej bazy danych i w minutÄ™ wszystkiego siÄ™ dowiem.
      - NaprawdÄ™? On jest hakerem? A wiesz, że potrzebowaÅ‚bym pewnych danych?
      - Po co ci? Ale chodźmy. Powiesz mi po drodze.
   ***
      - Tu mieszkam    - mówi Marcel, pokazujÄ…c niewielki budynek na poznaÅ„skim Chwaliszewie.
      - To do jutra. Trzymaj siÄ™    - Radek klepie kolegÄ™ po plecach i odwraca siÄ™, by odejść.
      - Do jutra. DziÄ™ki za wszystko.
   Marcel zdejmuje rÄ™kawiczkÄ™, po czym przykÅ‚ada goÅ‚Ä… rÄ™kÄ™ do pÅ‚ytki obok domofonu i elektryczny zamek z trzaskiem odblokowuje drzwi wejÅ›ciowe. ChÅ‚opak pcha drzwi i wbiega po schodach na drugie piÄ™tro. Ponownie przykÅ‚ada rÄ™kÄ™ do pÅ‚ytki i wchodzi do mieszkania.
      - A gdzieÅ› ty siÄ™ włóczyÅ‚?    - sÅ‚yszy od progu.
      - Cześć babciu! MusiaÅ‚em wpaść do kolegi, żeby mi pomógÅ‚ zrobić zadanie    - Marcel gÅ‚adko kÅ‚amie, postanawiajÄ…c nie wtajemniczać babci w prawdziwy cel wizyty u Radka.
      - A ucz siÄ™ ucz, to może tobie uda siÄ™ tÄ™ elektrociepÅ‚owniÄ™ naprawić.
      - Co też babcia opowiada. To przecież podobno wyciekÅ‚o paliwo ze zbiorników i nic siÄ™ nie da zrobić, żeby zwiÄ™kszyć temperaturÄ™. Trzeba oszczÄ™dzać.
      - A ja sÅ‚yszaÅ‚am, że to DzieÅ„ Zbawienia ulegÅ‚ przesuniÄ™ciu i dlatego trzeba oszczÄ™dzać paliwo, żeby na dÅ‚użej starczyÅ‚o.
      - Co też babcia mówi? SkÄ…d te wiadomoÅ›ci?
      - A to tylko pod koÅ›cioÅ‚em tak baby mówiÅ‚y.
      - Ciekawe. Bo mnie siÄ™ również wydaje, że to ochÅ‚odzenie to przez przesuniÄ™cie Dnia Zbawienia.
      - Co ty tam gadasz?
      - A nic. Tak tylko sobie myÅ›lÄ™, co to siÄ™ mogÅ‚o stać, że tak zimno jest.
      - No wÅ‚aÅ›nie. Ucz siÄ™, ucz. To może ty tÄ™ elektrociepÅ‚owniÄ™ wreszcie naprawisz.
      - Być może    - zamyÅ›la siÄ™ Marcel.
   ***
   NastÄ™pnego dnia Radek na korytarzu szkolnym spotyka kolegÄ™, o którym mówiÅ‚ Marcelowi.
      - Wiesz, Marek, potrzebujÄ™ pewnych danych    - zaczyna.
   Marek przykÅ‚ada palec do ust i pokazuje drzwi wyjÅ›ciowe. WychodzÄ… przed szkoÅ‚Ä™.
      - Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? Kto byÅ‚by w stanie przesÅ‚uchać te wszystkie durne rozmowy na korytarzach szkolnych?    - pyta Radek z wyrzutem.
      - Nawet nie wiesz, ile oni mogÄ…. MajÄ… sztucznÄ… inteligencjÄ™. GrzebiÄ…c w sieci, znajdujÄ™ takie rzeczy, że siÄ™ czÅ‚owiekowi jeży wÅ‚os na gÅ‚owie.
      - Co na przykÅ‚ad?
      - PotrafiÄ… z dÅ‚ugich nagraÅ„ wyÅ‚owić sceny ze wskazanymi osobami.
      - To chyba kogoÅ›, kto im bardzo za skórÄ™ zalazÅ‚, a nie takich chÅ‚opaków z liceum.
      - Nie lekceważ tego, co mówiÄ™. Wiem, że namierzajÄ… już paru licealistów.
      - CoÅ› ty? Za co?
      - Chociażby za podejrzliwość.
      - CoÅ› takiego? A ja wÅ‚aÅ›nie w takiej sprawie do ciebie. Jeden mój kumpel poszukuje pewnych danych o naszej elektrociepÅ‚owni. Podejrzewa, że oficjalne dane sÄ… zafaÅ‚szowane, bo coÅ› mu siÄ™ nie zgadza    - wreszcie Radek wyÅ‚uszcza sprawÄ™.
      - Obawiam siÄ™, że bez dostania siÄ™ do dyspozytorni nie dam rady. Ale poczekaj. Mam coÅ› innego, co może zainteresować twojego kumpla. Przypadkiem wpadÅ‚o w moje rÄ™ce – mówiÄ…c, przekazuje kartÄ™ pamiÄ™ci Radkowi.
   ***
   Radek z Marcelem oglÄ…dajÄ… zawartość karty.
   Na ekranie rozmawiajÄ… dwaj mężczyźni w mundurach:
      - Już mi bokiem wychodzi ta wieczna odstawka.
      - No cóż. Nie ma żadnego wroga na horyzoncie, a spokój wewnÄ™trzny jest zupeÅ‚ny.
      - To sam wiem, ale może jest jakiÅ› sposób, by przeÅ‚amać tÄ™ wiecznÄ… nudÄ™?
      - Mam pewnÄ… radÄ™. Powiedzmy... makiawelicznÄ….
      - Gadaj szybko    - ponagla wyższy rangÄ… oficer.
      - Ale nie powiesz nigdy i nikomu, że ja to zaproponowaÅ‚em.
      - Jasne    - zaÅ›wiadcza skwapliwie.
      - WÅ‚adzÄ™ w mieÅ›cie może przejąć komisarz wojskowy tylko w przypadku okolicznoÅ›ci nadzwyczajnych.
      - Tyle to i ja wiem. MyÅ›lisz, że takie okolicznoÅ›ci wystÄ…piÄ…?
      - Same na pewno nie, ale awariÄ™ nietrudno wywoÅ‚ać. Na przykÅ‚ad ... elektrociepÅ‚owni.
   W tym momencie zapis siÄ™ urywa. ChÅ‚opcy spoglÄ…dajÄ… na siebie.
      - MyÅ›lisz, że to przypadek?    - w koÅ„cu pyta Radek.
      - MusiaÅ‚bym jeszcze mieć te dane z elektrociepÅ‚owni, ale ta rozmowa sugeruje, że ktoÅ› mógÅ‚ manipulować w jej programie.
      - W jakim sensie?
      - Wystarczy przesunąć DzieÅ„ Zbawienia w komputerze na dalekÄ… przyszÅ‚ość.
   ***
      - Chodź za mnÄ…    - szepce Radek za plecami Marcela i szybko go mija.
      - Ale co siÄ™ staÅ‚o?    - Marcel dogania Radka już poza szkoÅ‚Ä….
      - ÅšledzÄ… mnie. Dzisiaj rano widziaÅ‚em dwóch facetów pod domem. Ledwo mi siÄ™ udaÅ‚o ich zgubić.
      - Może siÄ™ mylisz?    - powÄ…tpiewa Marcel.
      - Nie sÄ…dzÄ™. Masz jakiÅ› pomysÅ‚, gdzie moglibyÅ›my siÄ™ schronić?    - Radek wyraźnie nie wie co robić.
      - Najlepiej w chmurach. MówiÅ‚em ci. PamiÄ™tasz?    - beztrosko marzy Marcel.
      - A wiesz, że to jest myÅ›l. Tam nas nikt nie znajdzie i moglibyÅ›my zdobyć te brakujÄ…ce ci dane.
      - To wspaniale! Ale jak tam siÄ™ znaleźć? Nie mamy przecież helikopterów ani balonów.
      - A wiesz, że balon akurat możemy zdobyć?    - Radek wpada na pomysÅ‚.
      - Co ty gadasz?
      - Taki balon wisi pod sufitem w muzeum techniki.
      - Od razu zauważą, że zniknÄ…Å‚ i bÄ™dÄ… nas wÅ‚aÅ›nie w powietrzu i w chmurach szukać – Marcel krytykuje pomysÅ‚.
      - Wiem, gdzie chowajÄ… kopiÄ™ zapasowÄ… i jak jÄ… wydostać    - chytrze uÅ›miecha sie Radek.
      - No dobra, to chodźmy.
   ***
      - Ależ to waży!    - Marcelowi ciąży zwiniÄ™ta w spory pakunek powÅ‚oka balonu.
      - Chodź! Nie narzekaj. Jeszcze chwila. Musimy siÄ™ znaleźć poza zasiÄ™giem kamer    - Radek niesie kompresor, palnik i zÅ‚ożony kosz balonu.
   ChÅ‚opcy posuwajÄ… siÄ™ wzdÅ‚uż Warty. W pewnej chwili nadbrzeże poszerza siÄ™, odsÅ‚aniajÄ…c olbrzymiÄ… poÅ‚ać wolnego terenu otoczonego ze wszystkich stron drzewami.
      - O, teraz. Tutaj.
   SkÅ‚adajÄ… balon, kosz i palnik. WÅ‚Ä…czajÄ… kompresor i balon zaczyna siÄ™ napeÅ‚niać.
      - Tak to chyba nie polecimy    - mówi Marcel, widzÄ…c że balon, chociaż napeÅ‚niony, nadal opiera siÄ™ o ziemiÄ™.
      - No pewnie, gÅ‚Ä…bie. ZapomniaÅ‚eÅ›, że potrzebne jest gorÄ…ce powietrze, by stworzyć siÅ‚Ä™ noÅ›nÄ…?    - Radek Å›mieje siÄ™, zapalajÄ…c palnik.
       - A no tak. Masz racjÄ™. Już mi siÄ™ w gÅ‚owie miesza ze strachu    - zwierza siÄ™ Marcel.
   Radek patrzy mu prosto w oczy.
      - Wiesz? Ja też siÄ™ bojÄ™. Ale siÄ™ nie dajÄ™ i bÄ™dÄ™ walczyÅ‚ do koÅ„ca o moje i twoje życie.
      - I o prawdÄ™!    - podpowiada Marcel.
      - I o prawdÄ™!    - wtóruje mu Radek.
   W tym momencie balon zaczyna siÄ™ prostować.
      - Szybko. Wsiadajmy    - popÄ™dza Radek.
   ChÅ‚opcy wskakujÄ… do gondoli, a balon powoli i majestatycznie rusza w górÄ™.
   Tymczasem Radek zawisa na linach poza gondolÄ….
      - Co ty wyprawiasz?    - dziwi siÄ™ Marcel.
      - MuszÄ™ widzieć, gdzie lecimy i tak wykierować, żebyÅ›my nie zahaczyli o chmury, bo inaczej staniemy, a nawet balon może siÄ™ przedziurawić.
      - Czujesz? Już jest cieplej    - tymczasem cieszy siÄ™ Marcel.
   W chwilÄ™ później mijajÄ… poziomÄ… platformÄ™ obsadzonÄ… roÅ›linami.
      - Dlaczego tu siÄ™ nie zatrzymamy?
      - Musimy dolecieć do najwyższej, aby balon miaÅ‚ miejsce, żeby nad niÄ… zawisnąć    - wyjaÅ›nia Radek.
      - To nas wtedy Å‚atwo zobaczÄ….
      - Spokojnie. Od razu zwiniemy balon. Ale zobacz, jest coraz cieplej, a ja nadal muszÄ™ grzać palnik i to coraz mocniej, aby wzleciaÅ‚ wyżej    - dziwi siÄ™ Radek.
      - Ach, ty palancie! Fizyki nie znasz? Przecież powietrze w Å›rodku balonu, żeby siÄ™ wznosiÅ‚, musi być lżejsze niż na zewnÄ…trz. Zatem liczy siÄ™ różnica temperatur miÄ™dzy powietrzem otaczajÄ…cym balon, a tym znajdujÄ…cym siÄ™ w Å›rodku. Jak cieplej wokół, to musisz mocniej nagrzać powietrze w balonie    - naigrywa siÄ™ Marcel.
      - Racja. Teraz to ja daÅ‚em plamÄ™.
   WypÅ‚ynÄ™li nad potężne pole truskawkowe przechodzÄ…ce z lewej i prawej strony balonu w inne uprawy. KraÅ„ce wschodni i zachodni pola sÄ… niewidoczne. Za to zarysowujÄ…ca siÄ™ na północy krawÄ™dź tego pola koÅ„czy siÄ™ przepaÅ›ciÄ….
      - O, już lÄ…dujemy. Przygotuj kotwicÄ™, żeby zahaczyć o brzeg platformy. Albo jak wolisz, nadal nazywaj jÄ… chmurÄ….
   Po chwili wyÅ‚Ä…czyli palnik i balon zaczÄ…Å‚ skÅ‚adać siÄ™ na platformie. ZwinÄ™li go szybko, aby nie zajmowaÅ‚ miejsca i nie przyciÄ…gaÅ‚ uwagi.
      - Nie wiedziaÅ‚em, że tak wyglÄ…dajÄ… moje chmury z bliska    - dziwi siÄ™ Marcel.
      - A coÅ› ty myÅ›laÅ‚? Na dole nie ma za dużo miejsca na uprawy, a tu sÄ… też lepsze warunki temperaturowe    - objaÅ›nia Radek.
      - A nic nam siÄ™ nie stanie, jak platforma zacznie siÄ™ przesuwać, by zasÅ‚onić sÅ‚oÅ„ce na noc? – pyta z obawÄ… Marcel.
      - Spoko. Ta platforma siÄ™ nie rusza. Te pod nami wychodzÄ… spod niej zasÅ‚aniajÄ…c caÅ‚Ä… przestrzeÅ„ do kolejnej staÅ‚ej platformy.
   SÅ‚oÅ„ce przyjemnie grzeje ich ciaÅ‚a. Wkrótce pozbywajÄ… siÄ™ caÅ‚ej wierzchniej odzieży, pozostajÄ…c tylko w bieliźnie.
      - To tu sÅ‚oÅ„ce nigdy nie przestaje grzać? O tym marzyÅ‚em    - Marcel z widocznÄ… przyjemnoÅ›ciÄ… kÅ‚adzie siÄ™ na zwiniÄ™tym balonie.
   Radek spoglÄ…da na niego rozbawiony.
      - Ach, ty piecuchu. MusiaÅ‚byÅ› mieć fuchÄ™ kota podwórzowego. GrzaÅ‚byÅ› siÄ™ na dachach i za piecem.
      - Ale nigdy nie miaÅ‚bym sÅ‚oÅ„ca na okrÄ…gÅ‚o    - zauważa Marcel.
      - No tak, ta platforma jest wyjÄ…tkowa. Tu hodujÄ… najbardziej Å›wiatÅ‚olubne roÅ›liny. PozostaÅ‚ym musi wystarczyć poÅ‚owa doby w peÅ‚nym naÅ›wietleniu    - mówi Radek.
      - A przez to zasÅ‚anianie w Poznaniu zachodzi sÅ‚oÅ„ce    - zauważa Marcel.
      - Bo ludziom nie tylko nie jest potrzebne caÅ‚odobowe naÅ›wietlanie, ale nawet przeszkadza ono w nocnym wypoczynku. A i tak nie jest to peÅ‚na ciemność. Zawsze jakaÅ› poÅ›wiata zostaje    - dodaje Radek.
      - To co? Zdrzemniemy siÄ™ trochÄ™?    - proponuje Marcel.
      - PrzestaÅ„ siÄ™ wylegiwać i wstawaj. Musimy szukać dojÅ›cia do dyspozytorni, żeby odczytać te twoje dane    - mówi Radek.
      - Już wstajÄ™    - Marcel zbiera siÄ™ powoli.
      - Najlepiej znaleźć siÄ™ w dyspozytorni i jeszcze mieć uprawnienia dostÄ™pu.
      - A gdzie jest ta dyspozytornia?
      - GdzieÅ› na tym poziomie.
      - No to szukajmy.
   ChÅ‚opcy dochodzÄ… do jednej z krawÄ™dzi platformy. Tu znajdujÄ… drabinkÄ™.
      - Co to za Å›ciana?
      - Nie masz wyobraźni? To jedna z dwóch Å›cian zamykajÄ…cych PoznaÅ„. Jedna od wschodu, a druga od zachodu.
      - Idziemy w górÄ™ czy w dół?
      - MyÅ›lÄ™, że w górÄ™. Dyspozytornia powinna być bliżej reaktora.
   WchodzÄ… na drabinkÄ™. Po kilkudziesiÄ™ciu metrach wspinania znajdujÄ… drzwi, które okazujÄ… siÄ™ być otwarte. WchodzÄ… do Å›rodka. Po chwili dostrzegajÄ… w Å›rodku jakiegoÅ› czÅ‚owieka.
      - Musimy go przekonać, by nam pokazaÅ‚ parametry elektrociepÅ‚owni    - mówi Radek.
      - Nie ma innego sposobu?    - pyta Marcel.
      - Nie, bo musi poÅ‚ożyć rÄ™kÄ™ na skanerze, aby program pozwoliÅ‚ nam wejść    - przekonuje Radek.
   WychodzÄ… z ukrycia i stajÄ… przed dyspozytorem.
      - A co wy tu robicie? Idźcie stÄ…d natychmiast   - dyspozytor jest zaskoczony.
      - Musi nam pan pokazać, jaka jest data zbawienia wpisana w komputer. Podejrzewamy, że ktoÅ› jÄ… sfaÅ‚szowaÅ‚. Niech no pan nam to pokaże!    - zaczyna Radek, koÅ„czÄ…c z naciskiem.
   Dyspozytor z ociÄ…ganiem wykonuje polecenie. Na ekranie ukazuje siÄ™ data.
      - Widzi pan tÄ™ kretyÅ„skÄ… liczbÄ™ – 2412. To dlatego reaktor tak skÄ…pi energii    - odczytuje Marcel, jednoczeÅ›nie objaÅ›niajÄ…c.
      - RzeczywiÅ›cie. Powinno być 2208    - przyznaje mu racjÄ™ dyspozytor.    - Czyli jak przywrócimy wÅ‚aÅ›ciwÄ… datÄ™, to ogrzewanie wróci do normy?
      - Jasne! Bo wtedy reaktor nie bÄ™dzie rozkÅ‚adaÅ‚ zużycia energii aż na ponad dwieÅ›cie lat. JesteÅ›my w stanie cofnąć tÄ™ epokÄ™ lodowcowÄ…    - zdecydowanym gÅ‚osem mówi Marcel.
      - To co? Chce siÄ™ pan przyczynić do polepszenia warunków życia w Poznaniu, czy nie?    - naciska Radek.
      - Dobrze, już zmieniam    - dyspozytor okazuje siÄ™ być zaskakujÄ…co spolegliwy.
   W tym momencie Å›wietlne sÅ‚upki na tablicy rozdzielczej zaczynajÄ… rosnąć, a na ekranach widać uaktywnienie siÄ™ dodatkowych dysz z paliwem wodorowym.
      - Widzicie jak zmienia siÄ™ moc reaktora?    - pyta Radek.
      - WzrosÅ‚a o 80%    - dyspozytor odczytuje wskazania.
      - Ludzie chodzÄ…cy po powierzchni powinni już zauważyć intensywniejsze sÅ‚oÅ„ce    - rozumuje Radek.
      - Ale super! BÄ™dzie ciepÅ‚o    - Marcel cieszy siÄ™ jak maÅ‚e dziecko i zaczyna podskakiwać. Nagle boleÅ›nie uderza gÅ‚owÄ… w sufit dyspozytorni, a potem z impetem spada na swoje siedzenie.
      - O Boże! Co siÄ™ staÅ‚o?
      - Ech fujaro. Znowu muszÄ™ ciÄ™ oÅ›wiecać, że jesteÅ›my dalej od powierzchni i grawitacja jest znacznie sÅ‚absza. BÄ™dÄ…c w tym naszym maÅ‚ym Å›wiecie tak blisko termonuklearnego sÅ‚oÅ„ca, musisz uważać z podskokami    - uÅ›wiadamia go Radek.
      - Racja. Jak mogÅ‚em zapomnieć?
      - A ja dzwoniÄ™ do Marka.
      - SÅ‚ucham    - odzywa siÄ™ gÅ‚os w sÅ‚uchawce.
      - To ty Marek? Tu Radek.
      - Tak. SÅ‚yszaÅ‚em, że zniknÄ™liÅ›cie. Już siÄ™ martwiÅ‚em.
      - Wiesz co zrobiliÅ›my? PrzeÅ‚Ä…czyliÅ›my reaktor na peÅ‚nÄ… moc. Niebawem poczujesz wiosnÄ™, a potem lato.
      - Ale wiesz, że zaraz was dopadnÄ… i wszystko wyÅ‚Ä…czÄ… na powrót?    - Marek jest sceptyczny.
      - Też mnie to martwi. To co? Zabarykadować siÄ™?
      - To na nic. Ogarnijcie siÄ™ trochÄ™ i odwróćcie do kamery. SpróbujÄ™ was poÅ‚Ä…czyć wprost z redaktorem dyżurnym głównego kanaÅ‚u informacyjnego poznaÅ„skiej telewizji. Tylko mówcie skÅ‚adnie i zwięźle. Lepiej nie wspominajcie o spisku, ale że odkryliÅ›cie nieprawidÅ‚owość i jÄ… wyeliminowaliÅ›cie. Tak bÄ™dzie bardziej dyplomatycznie i wiarygodnie, a niebawem wszystko siÄ™ wyjaÅ›ni do koÅ„ca.
   ***
      - SÅ‚yszysz, co ci smarkacze gadajÄ…? Musimy im natychmiast zamknąć gÄ™by. Masz coÅ› na nich? JakiegoÅ› haka?    - wojskowy komisarz Poznania mówi gÅ‚osem nie znoszÄ…cym sprzeciwu.
      - Poszukam    - komendant poznaÅ„skiej policji mówi z wahaniem.
      - Byle szybko, bo teraz każda minuta siÄ™ liczy    - wÅ‚adczy ton komisarza potÄ™guje siÄ™.
   Po rozÅ‚Ä…czeniu z komendantem komisarz na powrót wÅ‚Ä…cza gÅ‚os w głównym kanale informacyjnym telewizji poznaÅ„skiej.
      - Pewnie wszyscy paÅ„stwo zauważyli nagÅ‚y wzrost intensywnoÅ›ci promieni sÅ‚onecznych. WÅ‚aÅ›nie przed chwilÄ… otrzymaliÅ›my wyjaÅ›nienie tego fenomenu. Dwaj licealiÅ›ci wykryli bÅ‚Ä…d w oprogramowaniu naszej elektrociepÅ‚owni termojÄ…drowej i wprowadzili poprawkÄ™. To spowodowaÅ‚o, że jej wydajność cieplna wzrosÅ‚a o 80% i niebawem powrócÄ… temperatury sprzed siedmiu lat. Nasz reporter jest w drodze do dyspozytorni elektrociepÅ‚owni, by porozmawiać bezpoÅ›rednio z bohaterami tego zdarzenia.
   Obraz zmienia siÄ™ na wnÄ™trze dyspozytorni.
      - Serdecznie wam gratulujÄ™, chÅ‚opcy. To prawdziwy sukces. Jak na to wpadliÅ›cie?    - redaktor prowadzÄ…cy programy naukowo   -techniczne w poznaÅ„skiej telewizji, caÅ‚y rozpromieniony zwraca siÄ™ do starszego chÅ‚opca.
      - To Marcel wykryÅ‚ nieprawidÅ‚owość w powszechnie dostÄ™pnych danych    - Radek oddaje pierwszeÅ„stwo koledze.
      - A Radek zorganizowaÅ‚ tÄ™ wyprawÄ™ do dyspozytorni    - rewanżuje siÄ™ Marcel.
   Rozmowa na temat tej ważnej dla poznaniaków sprawy przeciÄ…ga siÄ™. W pewnej chwili dochodzi nowy rozmówca.
      - Witamy pana komendanta policji. A pan co na to powie? Jest szansa, że wzroÅ›nie poszanowanie prawa w naszym mieÅ›cie? Ludzie bÄ™dÄ… szczęśliwsi i mniej bÄ™dzie frustracji?    - redaktor zwraca siÄ™ do policjanta.
      - Niestety, panie redaktorze, jestem tu w innej sprawie, a mianowicie doniesienia na temat poważnego zÅ‚amania prawa przez jednego z obecnych tu mÅ‚odzieÅ„ców    - mówi z udawanym smutkiem i zwraca siÄ™ do Radka:
      - RadosÅ‚awie Wernic. Jest pan zatrzymany z powodu doniesienia o popeÅ‚nieniu przez pana przestÄ™pstwa, polegajÄ…cego na narażeniu życia i zdrowia nieletniego. Ma pan prawo do odmowy skÅ‚adania wyjaÅ›nieÅ„.
   Komendant wskazuje rÄ™kÄ… obwinionego, na co jeden z szeregowych policjantów zakÅ‚ada mu kajdanki i wyprowadza z dyspozytorni.
      - Czy może pan naÅ›wietlić szczegóły tej sprawy?    - pyta zaskoczony przebiegiem spotkania redaktor.
      - Odmawiam skÅ‚adania jakichkolwiek wyjaÅ›nieÅ„. W późniejszym terminie informacji udzieli rzecznik prasowy poznaÅ„skiej policji.
      - Uwaga, proszÄ™ paÅ„stwa, wÅ‚aÅ›nie otrzymaÅ‚em wiadomość, że w sieci pojawiÅ‚ siÄ™ bulwersujÄ…cy filmik niewiadomego pochodzenia, majÄ…cy zwiÄ…zek ze sprawÄ…, której wÅ‚aÅ›nie byliÅ›my Å›wiadkami    - redaktor zachÅ‚ystuje siÄ™ tempem wydarzeÅ„, jakiego od bardzo dawna nie byÅ‚o w nudnej poznaÅ„skiej telewizji.
   ***
   Marek otrzymuje na komunikatorze spoÅ‚ecznoÅ›ciowym sygnaÅ‚, że pojawiÅ‚ siÄ™ nowy demaskatorski filmik. Jak zwykle zainteresowany takimi sprawami, klika w link i zaczyna oglÄ…dać.
   Na filmie pojawiajÄ… siÄ™ biaÅ‚e drzwi. Po chwili otwiera je mÅ‚ody chÅ‚opak i wchodzi do Å›rodka. Za nim pojawia siÄ™ inny, w którym po chwili Marek rozpoznaje Radka. Ten ostatni wyjmuje pożółkÅ‚Ä… ze staroÅ›ci paczkÄ™ papierosów z widocznym nadrukiem "Palenie zabija". CzÄ™stuje mÅ‚odszego i sam wkÅ‚ada sobie papierosa do ust. Po czym wyjmuje zapalniczkÄ™ i zapala obydwa papierosy. ChÅ‚opcy zaciÄ…gajÄ… siÄ™, wypuszczajÄ…c gÄ™sty dym. Na tym film urywa siÄ™. Napisy koÅ„cowe objaÅ›niajÄ…, że mÅ‚odszy z chÅ‚opców ma tylko czternaÅ›cie lat, w zwiÄ…zku z czym film jest dowodem popeÅ‚nienia przestÄ™pstwa i zachÄ™cajÄ… do wypowiadania siÄ™ na ten temat.
      - A to szpicle!    - nie wytrzymuje Marek, wrzeszczÄ…c na caÅ‚y gÅ‚os w pracowni informatycznej.    - WiedziaÅ‚em, że nas nagrywajÄ…, ale nie przypuszczaÅ‚em, że w toalecie    - na jego wezwanie inni uczniowie podchodzÄ… zainteresowani.    - Ale już ja im siÄ™ odwdziÄ™czÄ™.
   Pod filmikiem, oprócz czÄ™stych niewybrednych komentarzy, rozgorzaÅ‚a zaciÄ™tÄ… dyskusja, w której internauci zastanawiajÄ… siÄ™, dlaczego filmik pojawiÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›nie w tym momencie w sieci oraz kto go nagraÅ‚. WiÄ™kszość przychyla siÄ™ do opinii, że zarówno samo nagranie, jak i ujawnienie go, to sprawka policji, która wykorzystuje filmik, by wyeliminować niewygodnÄ… w innej sprawie postać.
   Tymczasem uczniowie przeÅ‚Ä…czajÄ… siÄ™ na oficjalny kanaÅ‚ informacyjny poznaÅ„skiej telewizji, gdzie zabraÅ‚ gÅ‚os komisarz:
      - Jestem zbulwersowany sytuacjÄ…, w której media dajÄ… bezkrytycznie wiarÄ™ maÅ‚oletnim przestÄ™pcom w tak poważnej sprawie, jak bezpieczeÅ„stwo energetyczne narodu poznaÅ„skiego. Nie po to zmniejszaliÅ›my produkcjÄ™ energii naszego maÅ‚ego sÅ‚oÅ„ca, jak czasem nazywamy ten termojÄ…drowy reaktor, poÅ‚ożony w centrum naszego wirujÄ…cego walca, by komuÅ› dokuczyć, ale dla zapewnienia bezpieczeÅ„stwa lotu naszego ponad półmilionowego statku kosmicznego. PamiÄ™tajcie, że po dotychczasowych 93 czeka nas jeszcze 27 lat podróży do planowanego wejÅ›cia na orbitÄ™ systemu podwójnych sÅ‚oÅ„c.
      - DziÄ™kujemy panu komisarzowi za jego oÅ›wiadczenie. Tymczasem pan senator Gwóźdź pragnie zabrać gÅ‚os w omawianej sprawie.
      - CaÅ‚a sprawa wydaje mi siÄ™ niejasna. Domagam siÄ™ wiÄ™c utworzenia senackiej komisji Å›ledczej do sprawy manipulowania bezpieczeÅ„stwem energetycznym statku.
      - Szanowni paÅ„stwo, to niebywaÅ‚e, jak szybko biegnÄ… wydarzenia. WÅ‚aÅ›nie otrzymaliÅ›my doniesienie o pojawieniu siÄ™ w sieci filmiku dyskredytujÄ…cego naszego wojskowego komisarza Poznania. Co pan na to, panie senatorze?
      - ChciaÅ‚bym powiedzieć, że w zwiÄ…zku z tym zgÅ‚oszÄ™ wniosek o uzupeÅ‚nienie dzisiejszego posiedzenia senatu gÅ‚osowaniem o zawieszenie wojskowego komisarza Poznania na czas zakoÅ„czenia prac komisji, majÄ…cej wyjaÅ›nić manipulowanie nastawami elektrowni termojÄ…drowej.
   ***
   Dzieci przedszkolne ustawiajÄ… siÄ™ przed ratuszem na Starym Rynku.
      - Zaraz zobaczycie jak kozioÅ‚ki trykajÄ… siÄ™ na ratuszowej wieży.
   RzeczywiÅ›cie zegar bije dwunastÄ… i po chwili metalowe postacie zwierzÄ…t wychodzÄ… pod zegarem i popisujÄ… siÄ™ przed zgromadzonym tÅ‚umem, jak zawsze w Poznaniu od kilkuset lat.
      - A proszÄ™ pani, czy te kozioÅ‚ki sÄ… prawdziwe? Bo sÅ‚yszaÅ‚am, że to wszystko kopie.
      - Tak rzeczywiÅ›cie jest. CaÅ‚e nasze miasto, nazwane dla odróżnienia PoznaÅ„ dwie gwiazdki, to kopia oryginalnego Poznania. Tylko stuletni poznaniacy mogÄ… pamiÄ™tać to miasto na Ziemi.
      - A po co sÄ… auta?
      - To szybkie pojazdy napÄ™dzane silnikami, ale w Poznaniu ich prawie nie mamy, bo sÄ… nam niepotrzebne. WystarczÄ… rowery i wÅ‚asne nogi.
      - A czy można iść prosto przed siebie i wrócić w to samo miejsce?
      - Tak, jeżeli idziemy na północ lub poÅ‚udnie, bo kraÅ„ce północny i poÅ‚udniowy Poznania Å‚Ä…czÄ… siÄ™ tworzÄ…c walec, w którego pustym Å›rodku uÅ‚ożony jest PoznaÅ„ z wÅ‚asnym sÅ‚oÅ„cem w centrum.
      - A dlaczego walec?
      - Bo obracajÄ…c siÄ™ w tempie trzy obroty na minutÄ™, wytwarza sztucznÄ… grawitacjÄ™ bardzo potrzebnÄ… nam do normalnego życia.
      - A kiedy bÄ™dzie zima?
      - Na szczęście udaÅ‚o siÄ™ nam jÄ… zatrzymać i teraz już caÅ‚y czas bÄ™dzie ciepÅ‚o.
      - Szkoda.
      - Dlaczego?
      - Bo ja chciaÅ‚em znowu ulepić baÅ‚wana.
   ***
      - Wysoki sÄ…dzie. Wobec wysokiej szkodliwoÅ›ci czynu popeÅ‚nionego przez zatrzymanego wnoszÄ™ o aresztowanie go na trzy miesiÄ…ce.
      - Co ma do powiedzenia obrona?
      - WnoszÄ™ o uchylenie wniosku prokuratora wobec spodziewanego wyroku uniewinniajÄ…cego. Zatrzymany bowiem nie wiedziaÅ‚, w jakim wieku jest jego kolega, który zamiast do drugiej klasy gimnazjum chodziÅ‚ razem z szesnastolatkami do pierwszej klasy licealnej. SkrzÄ™tnie ukrywaÅ‚ swój wiek przed kolegami, by jako mÅ‚odszy nie stracić prestiżu w szkole. Poza tym oskarżony nie zmuszaÅ‚ poszkodowanego do zapalenia papierosa i byÅ‚ to mimo dÅ‚uższej znajomoÅ›ci jednorazowy incydent. ChÅ‚opcy sÄ… w przyjacielskich stosunkach.
      - Wobec powyższego przychylam siÄ™ do wniosku obrony i uchylam wniosek oskarżenia. Oskarżony bÄ™dzie odpowiadaÅ‚ z wolnej stopy.
   Radek oddycha z ulgÄ… i wychodzi z sali w towarzystwie rodziców. Na schodach ze skruszonÄ… minÄ… czeka Marcel.
      - To wy sobie pogadajcie, a my poczekamy na ciebie przy wypożyczalni rowerów na Nowowiejskiego. Wiesz gdzie to jest?
   Radek kiwa gÅ‚owÄ…, że wie.
      - JesteÅ› na mnie zÅ‚y? Chyba powinieneÅ›   - mówi Marcel.
      - Jestem zÅ‚y na siebie. Kompletnie mi odbiÅ‚o z tymi papierosami dziadka.
      - Ale, ale. Na pewno nie wiesz, że ja wÅ‚aÅ›nie dzisiaj koÅ„czÄ™ te piÄ™tnaÅ›cie lat    - mówi z dumÄ… Marcel.
      - Wybacz, że nie mam prezentu, ale z caÅ‚ego serca życzÄ™ ci wszystkiego dobrego. Dalszych sukcesów matematycznych i życiowych też    - Radek Å›ciska dÅ‚oÅ„ przyjaciela.
      - Lato idzie. Pierwsze od 7 lat. To najlepszy prezent    - Å›mieje siÄ™ Marcel.
      - Ech, ty piecuchu.
   

Czytaj dalej: "Kres"

Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.