Tekst REFLEX
liczący 32298 znaków był czytany 554 razy
Strona Alana Bita
REFLEX
Liceum im. Klaudyny Potockiej w Poznaniu mieści się w wieloskrzydłowym, dwupiętrowym budynku z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Tego jesiennego przedpołudnia nieliczne jeszcze liście na drzewach były już całkowicie pożółkłe. Od cichej uliczki dobiegał jedynie bardzo stłumiony warkot daleko stąd przejeżdżających samochodów. W szkole za to trwał gwar przerwy międzylekcyjnej. Uczniowie spacerowali po korytarzach oraz wychodzili na plac, siadając niekiedy na ławeczkach.
Grupka uczniów zebrała się przy niewielkiej oranżerii i żywo dyskutowała.
- Czy ktoś mi wreszcie powie, jaki powinien być wynik ostatniego zadania? – pyta niewysoki blondyn.
Kilkanaście głosów wykrzykuje sprzeczne odpowiedzi.
- Cisza! – wrzeszczy z irytacją jasnowłosy i mówi do bruneta w okularach. - Powiedz nam Mirek.
- Mnie wyszło tysiąc dwadzieścia cztery stutysięczne – odpowiada cicho.
- Jakim cudem taka gładka liczba bez pierwiastków i innych cudów? – dopytuje blondyn szczerze zdziwiony.
- Gdyby to wyrazić informatycznie to byłoby jeszcze fajniej, bo jeden kilo stutysięcznych – dodaje Mirek.
- Ty nam tu nie filozofuj tylko wytłumacz, jak z tego sześć i ćwierć do minus dwa i pół zrobił się taki prosty wynik – niecierpliwi się Staszek.
- Sześć i dwadzieścia pięć setnych to inaczej dwadzieścia pięć czwartych, bo sześć i dwadzieścia pięć setnych razy cztery daje dwadzieścia pięć. Jasne?
- Pewnie. Tylko po co nam to? – zadaje pytanie kolega z tłumu.
- Bo w ten sposób łatwo będzie usunąć minus z wykładnika, co zrobimy jednocześnie odwracając ten ułamek. Mamy więc teraz cztery dwudzieste piąte do potęgi dwa i pięć dziesiątych. Jasne?
- Zgadza się – odpowiada Staszek.
- No to teraz dwa i pięć dziesiątych zamieniamy na pięć drugich, a to jest inaczej podnoszenie do piątej potęgi pierwiastka z czterech dwudziestych piątych. Chwytacie?
- To już się robi skomplikowane – odzywa się ktoś z grupki.
- Już upraszczam. Bowiem cztery dwudzieste piąte bardzo łatwo pierwiastkować. Zarówno licznik jak i mianownik to kwadrat liczby naturalnej, więc wychodzi dwie piąte do potęgi piątej. Teraz prościej? – pyta tryumfująco Mirek.
- Jasne. Nie kończ dalej, wstydu oszczędź – mówi Staszek.
W tym właśnie momencie odzywa się dzwonek na lekcje i grupa podąża do klasy.
Staszek wraca powoli, smętnie powłócząc nogami.
- Nie martw się. Ja też nie rozwiązałem tego zadania – klepie go w ramię niewysoki rudzielec.
- A może mnie pocieszysz tą najnowszą strzelanką? – pyta, bez nadziei na pozytywną odpowiedź, Staszek.
- Dobrze, że mówisz. Właśnie mi ją zwrócono – Karol sięga do kieszeni kurtki i podaje płytę koledze.
- Dzięki. Wreszcie – Staszek chowa grę do plecaka.
- Rozerwiesz się po tej ciężkiej matmie. To naprawdę duży postęp w animacji – chwali towar Karol.
- Możliwe. Ale dołuje mnie ta matma. Żadnej dobrej oceny w tym roku, czujesz? – zwierza się.
- To może pogadasz z Mirkiem. On nie dość, że jest dobry w te klocki to jeszcze potrafi świetnie tłumaczyć. Widziałeś jak nam wyklarował rozwiązanie bez użycia tablicy? To jest sztuka!
- Nie wiem. Zastanowię się. To na razie – mówi Staszek, oddalając się do swojej ławki w klasie.
Lekcja informatyki mija jak zwykle za szybko, gdyż każdy chce się popisać przed nauczycielem wymyślnymi sztuczkami w użytkowaniu komputera.
Po lekcji Staszek podchodzi do Mirka.
- Dobry jesteś z tej matmy – zaczyna.
- Ty za to jesteś niezły z informatyki. Skąd znasz te wszystkie sztuczki? – pyta Mirek.
- Mam wujka, który co chwilę pisze nową książkę o informatyce i jak do nas przychodzi to go podpytuję. Przy okazji pokażę ci kilka nowinek z Excela, który będziemy mieć później, ale teraz to ja mam do ciebie prośbę.
- Słucham – Mirek przestaje pakować książki do plecaka i patrzy uważnie na Staszka.
- Czy mógłbyś mi trochę pomóc z tej matmy? Jestem zupełna dętka – cicho mówi Staszek.
- Jasne! Może wpadniesz do mnie po szkole? – pyta zapraszająco.
- No jasne. Dzięki. Chętnie skorzystam – oddycha z ulgą.
- Jakbyś chciał, to możesz nawet dzisiaj – mówi, zastanawiając się.
- Jeśli nie będę ci przeszkadzał, to by nawet było dobrze, bo rodzice będą mnie pytać jak poszedł dzisiejszy sprawdzian i w ten sposób mógłbym się jakoś wybronić – uśmiecha się.
Wychodzą ze szkoły razem, idąc ulicą pod górę w kierunku centrum poznańskiej dzielnicy Wilda. Rozmawiają o filmach i grach komputerowych.
W pewnej chwili stają przed wejściem do czteropiętrowej kamienicy z początku dwudziestego wieku.
- Tu mieszkam – mówi Mirek i wstukuje kod wejściowy na klawiaturze domofonu. Słychać brzęk zamka. Chłopak pcha drzwi i odsuwa się, robiąc miejsce koledze.
- Proszę bardzo. Mieszkam na czwartym piętrze – mówi.
Przechodzą przez przybrudzoną bramę wjazdową i wspinają się po wysłużonych już schodach. Staszek ma przez cały czas wyraz odrazy na twarzy, ale panujące ciemności nie pozwalają Mirkowi niczego zauważyć. W końcu stają przed drzwiami mieszkania na czwartym piętrze. Gospodarz zręcznie otwiera drzwi i zaprasza kolegę do środka. Po zapaleniu światła ujawnia się wyraźny kontrast podwórza z czystym i zadbanym mieszkaniem Mirka, tak że Staszek schyla się, by zdjąć buty.
- Nie zdejmuj. Do mnie możesz wejść w butach, na dworze nie ma przecież jeszcze błota – powstrzymuje kolegę.
Wchodzą do pokoju Mirka. Jest to oddzielona ścianką działową część dużego pokoju. W budownictwie jeszcze sprzed pierwszej wojny światowej rozwiązanie dość popularne. Z niewielką powierzchnią tego pokoiku kontrastuje jego duża wysokość.
Umeblowanie pomieszczenia stanowią tanie meble sosnowe. Wyróżniają się dwa zupełnie różne biurka. Na jednym z nich stoi komputer z wyraźnie przestarzałym modelem monitora. Odkryte biblioteczki zawierają znaczną liczbę książek i czasopism o kolorowych grzbietach.
- I ty to wszystko przeczytałeś? – pyta Staszek.
- Prawie wszystko. Część to książki moich rodziców, które zainteresowały mnie jeszcze na początku podstawówki, więc dali mi je na przechowanie. Ale teraz najchętniej wypożyczam książki. Ciocia pożycza mi kartę do biblioteki uniwersyteckiej, wiesz tej przy Ratajczaka, w której można znaleźć naprawdę wiele ciekawych tytułów – rozgadał się Mirek.
- Ja tam wolę obejrzeć film albo zagrać w dobrą gierkę – ucina dyskusję Staszek.
Chłopcy biorą się za naukę. Czas im szybko mija. W międzyczasie Staszek dzwoni jeszcze do rodziców, by usprawiedliwić swój późniejszy powrót ze szkoły. Kiedy nauka dobiega końca, Mirek postanawia zainteresować jeszcze kolegę matematyką, któremu ta tematyka wyraźnie nie leży:
- Myślisz sobie, że problematyka liczb wymiernych i niewymiernych nie ma nic wspólnego z informatyką.
- Pewnie, że nie.
- Tymczasem pierwszy teoretyczny model komputera powstał właśnie na podstawie tych rozważań. Mało tego. Alan Turing udowodnił, czego komputer zrobić nie może.
- Żartujesz chyba. A co ma piernik do wiatraka?
- Pomyśl. Potrafisz napisać wzór na liczby wymierne?
- Przerabialiśmy to. Po prostu liczba całkowita dzielona przez liczbę naturalną.
- Dobrze. A potrafiłbyś zdefiniować wszystkie liczby rzeczywiste?
- To już trudniej. Może należałoby jakoś zapisać możliwość wykonania dowolnego złożenia takich operacji, jak pierwiastkowanie i logarytmowanie na liczbach wymiernych.
- Pomysł jest dobry i Turing skonstruował taki matematyczny model maszyny, potrafiącej przez odnotowywanie na nieskończonej taśmie składać z elementarnych dowolnie złożone operacje. Jednak okazało się, że w żaden sposób nie da się stworzyć takiej maszyny, która stwierdziłaby czy istnieje takie wyrażenie konstruujące zadaną liczbę niewymierną. Po prostu liczb niewymiernych jest zbyt dużo.
- Nie rozumiem. To dla mnie za trudne. Ja tam wolę się zajmować „normalnymi†programami – mówi w końcu znużony tym wywodem Staszek. Lecz nagle przypomina sobie:
- Poczekaj. Zaraz ci coś pokażę. Możesz włączyć komputer? - i wyciąga otrzymaną w szkole płytę z grą.
Mirek posłusznie wykonuje polecenie, po czym bierze płytę z rąk Staszka i wkłada ją do napędu. Chwilę trwa inicjowanie pracy programu, po czym pojawia się okno instalacyjne. Staszek siada przed komputerem i wprawnymi ruchami dokonuje odpowiednich wyborów.
- Widziałem działanie tej gry w kanale telewizyjnym z satelity, poświęconym wyłącznie grom. Prezentowała się świetnie.... Ale co to?
Tymczasem na ekranie zamiast oczekiwanego pomyślnego zakończenia instalacji pojawia się komunikat informujący o niemożności zainstalowania gry z uwagi na to, że sprzęt komputerowy nie spełnia warunków niezbędnych do działania programu.
- Zaraz. Ile lat ma ten komputer? – Staszek spogląda podejrzliwie na monitor i obudowę.
- Dostałem go na komunię – Mirek zaczyna się czerwienić pod spojrzeniem Staszka.
- Ależ człowieku. To cała epoka. Przecież to już złom. Jak ty możesz na tym pracować? – Staszek reaguje emocjonalnie.
- Programy użytkowe i narzędziowe przeważnie nie są tak wymagające jak gry – Mirek jest wyraźnie zakłopotany.
- Racja. Przepraszam. Ty mi pomagasz, a ja wybrzydzam na twojego kompa. Nie gniewaj się – Staszek nie chce robić przykrości koledze.
***
Wieczorem przy kolacji Mirek siedzi milczÄ…cy. Matka pyta syna:
- A jak ci poszedł ten sprawdzian z matematyki?
- To była pestka – zdawkowo odpowiada Mirek.
- Czemu więc siedzisz smutny?
- Po lekcjach był u mnie kolega z klasy i zauważył, że mój komputer to stary grat – odpowiada z irytacją.
- Ach, znowu te narzekania na niedoinwestowanie twojej prezencji – wtrąca się ojciec.
- Przecież ja nie narzekam, że nie mam ciuchów z modnych salonów, a tylko ze sklepu, w którym zaopatruje się cała uboższa część dzielnicy. Ani nie żądam przenośnego odtwarzacza kompaktów, jakimi szpanują moi koledzy... – przystępuje do ataku Mirek.
- Uważasz, że najnowszy komputer to coś innego?
- Tak! Bo ja chcę studiować informatykę! – stanowczo oznajmia Mirek.
- A to coś nowego. Czy dobrze się zastanowiłeś nad tą decyzją? – dociekliwie pyta ojciec.
- To nie jest decyzja jednego wieczoru. Ja od dawna się do tego przymierzam – spokojniej już odpowiada chłopiec.
- Chyba zdajesz sobie jednak sprawę, jak wiele ryzykujesz próbując dostać się na ten bardzo oblegany kierunek? – pyta ojciec.
- Wiem, że jak ci powiem o wolnych miejscach w prywatnych uczelniach to mnie przystopujesz – nieco zgryźliwie mówi Mirek.
- Masz rację, ale powodem są nie tylko pieniądze, których nie mamy, ale też znacznie niższy poziom takich uczelni, przynajmniej w naszym mieście.
- Racja. Ja też chciałbym się dostać na te najlepsze, zdaniem wielu, studia informatyczne w kraju. I moim zdaniem nie jestem bez szans, bo oceny mam świetne. Chyba sam przyznasz? – pyta tryumfalnie.
- Zgoda, ale oceny to nie wszystko.
- Ostatnio przeczytałem sobie biografię jednego z pionierów informatyki – Alana Turinga. Czy wiesz tato, że on już w 1936 roku udowodnił, że istnieją problemy, których komputery nigdy nie rozwiążą? – opowiada z zapałem.
- A to ciekawe. Wiem, że wiele problemów po prostu trudno jest zaprogramować, ale że od razu można rozwiązanie wykluczyć teoretycznie, to wręcz nie mieści się w głowie.
- Takie problemy nazwano nierozstrzygalnymi. Jednym z nich jest niemożność napisania uniwersalnego programu, który analizowałby dowolny program i wprowadzane do niego dane i odpowiadał czy program zakończy swe działanie, czy też nie.
- Jednym słowem programiści muszą być mądrzejsi od maszyn, konstruując zawsze takie programy, które w sensownym czasie zakończą obliczenia – wnioskuje ojciec.
- Szczególnie nauczyciele informatyki, którzy sprawdzają poprawność programów swych uczniów... Ale na szczęście zawsze wyróżnia się tu szczególne przypadki i nie trzeba łamać praw informatyki – podsumowuje Mirek.
- No dobrze. Skoro masz taki zapał i talenty to powinieneś próbować –mięknie ojciec.
- Tylko, że na dziś mam w tych staraniach jedną istotną przeszkodę – poważnie mówi Mirek.
- Jaką? – pyta ojciec.
- O tym przecież mówię.... Przestarzały komputer.
- No tak. Więc potrzebujesz jakiejś maszyny, która pozwalałaby używać najnowszych gier…
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Mój komputer już od dawna się do tego nie nadaje, ale jego słabe osiągi uniemożliwiają instalowanie również nowszych programów użytkowych i narzędziowych.
- A może spróbujemy wymienić niektóre jego podzespoły? – proponuje ojciec.
- Już to przerabialiśmy. Tego komputera nie da się unowocześnić! Niezbędna jest wymiana całości. Można jeszcze na razie pozostawić monitor, ale też nie na długo – rzeczowo argumentuje Mirek.
- Przykro mi, ale aktualnie taka inwestycja nie wchodzi w grę – ze smutkiem, ale stanowczo ucina dyskusję ojciec.
- To co ja mam robić? – prawie ze łzami w oczach pyta Mirek.
- Mnie też niełatwo było w młodości, ale wierz mi, zawsze jest jakiś sposób, by dopiąć swego celu. Ja na przykład przez lata marzyłem o słuchaniu muzyki w wersji stereofonicznej, a stać mnie było jedynie na urządzenia monofoniczne. Jak wiesz uczyłem się w szkole muzycznej i znacznie lepiej można było się wsłuchać w wykonania mistrzów w wersji stereo.
- I jak ci się udało?
- Najpierw wymieniłem wkładkę w gramofonie na stereofoniczną. Nie kosztowała znowu tak wiele. Kupiłem też niezłe słuchawki i przerobiłem na stereo. Potem już tylko był do zrobienia dosyć prosty wzmacniacz słuchawkowy. I od tej pory kupowałem i pożyczałem już tylko płyty stereofoniczne.
- A jak to się ma do mojej sytuacji? – pyta Mirek.
- Na pewno nie ma prostego przełożenia, bo nowego mikroprocesora w piekarniku nie wypalisz. Ale jedno jest pewne. Musisz twórczo myśleć o swoim celu, pytać ludzi, którzy wiedzą więcej, a na pewno jakieś sensowne rozwiązanie wkrótce znajdziesz.
***
Mirek położył się w łóżku później niż zwykle, gdyż czas poświęcony koledze i długiej rozmowie z ojcem uniemożliwił mu planowe odrobienie lekcji. Ale bogaty w emocje dzień i tak nie pozwalał spokojnie zasnąć. Zaczął się więc zastanawiać, jak rozwiązać problem braku nowoczesnego komputera.
Z początku najprostszym środkiem do celu wydawało mu się podjęcie pracy. Jednak gdy zaczął dogłębniej nad tym myśleć zrozumiał, że z jego kwalifikacjami byłoby trudno o pracę zwłaszcza, gdyby nadal chciał się uczyć, a za zarobione pieniądze, relatywnie małe pieniądze, nieprędko mógłby kupić komputer.
Później rozważał możliwość wymyślenia jakiegoś niezwykłego wynalazku, za który mógłby otrzymać sowite wynagrodzenie. Tu jednak zauważył, że nie jest w stanie wymyślić czegoś nowego i użytecznego bez dogłębnego rozpoznania problemu, a na dodatek przekazanie komuś własnego pomysłu nie zawsze gwarantuje otrzymanie należnej zapłaty. Rozważał jeszcze udział w konkursie czy zawodach, ale uważał, że w konkursach losowych nie miał nigdy dość szczęścia, a nie rozwinął też w sobie jakichś szczególnych umiejętności.
Tak bijąc się z myślami i przewracając z boku na bok, w końcu zasnął. W nocy śnił mu się niekończący się maraton pływacki. Płynął prosto przed siebie, a mimo to, co chwilę przepływał pod tym samym mostkiem z dopingującymi kibicami.
Zastanawiał się czy nie opływa dookoła jakiejś małej planety, ale przy tak małej wielkości obwodu grawitacja byłaby zbyt słaba, aby utrzymać wodę w ryzach. Tuż przed końcem wyścigu wpadł na myśl, że miejscem dla tego toru mogła być wirująca stacja kosmiczna, w której cylindrze wylano wodę. Siła ciążenia wirującego obrotu stacji utrzymywała wodę od wewnątrz zakrzywionej powierzchni, inaczej niż wody powierzchniowe na Ziemi. I wtedy przed sobą ujrzał taśmę mety. Przerwał ją i zaraz pojawiła się drabinka, którą wydostał się wprost na podium. Na szyi zawieszono mu złoty medal, a do rąk wciśnięto kolorowe pudełko. Kiedy zajrzał do środka jego oczom ukazał się nowoczesny komputer przenośny gotowy do pracy.
Spał krócej niż zwykle. Wstał jednak wypoczęty, szybko uporał się z poranną toaletą i zjadł śniadanie prawie na stojąco. Idąc do szkoły spotkał koleżankę Ewę i opowiedział jej swój sen.
- Znakomity! Co za wyobraźnia -zachwyciła się.
- A ja uważam, że to prawdziwa niedorzeczność -powiedział.
- Czemu tak sądzisz? - zdziwiła się Ewa.
- Koszty wybudowania takiej pływalni byłyby niebotyczne. A do tego koszty transportu wody i ludzi. A jakie niebezpieczeństwa związane np. z nagłym zatrzymaniem się obrotów bębna. Wtedy cała woda rozproszyłaby się w powietrzu nieważkiej przestrzeni i udusiła zawodników i sędziów.
- Z praktycznego punktu widzenia na pewno masz rację, ale może jako pierwszy wyobraziłeś sobie taką pływalnię na orbicie i to się liczy. Przecież, gdy Clarke wymyślił sobie, że programy telewizyjne najlepiej nadawać z kosmosu nie było jeszcze statków kosmicznych, a tylko marzenia i mgliste projekty - argumentowała Ewa.
- Po imponujących osiągnięciach w podboju kosmosu lat sześćdziesiątych ludzie spodziewali się, że już niedługo sami polecą i pewnie niejeden już wymyślił taką pływalnię -powiedział Mirek, kończąc dyskusję na korytarzu szkoły.
***
- Widziałeś ten plakat o warsztatach na politechnice? - Staszek zaczepia Mirka.
- Nie. A co to za warsztaty?
- Z darmowego systemu operacyjnego LINUX.
- Ech, to pewnie jakieÅ› badziewie.
- Nie mów tak, bo to wielki światowy przebój. Większość serwerów internetowych tego używa.
- Ale mój staruszek nie potrafi udźwignąć zwykłego Windowsa, a co dopiero ten wypasiony Linux.
- Mylisz się. Linux nie ma wielkich wymagań sprzętowych i jest bardzo wydajny.
- To dlaczego używa się tylko Windowsa?
- Ten system opanował rynek i teraz niełatwo wejść z czymś nowym, a poza tym Linux jest trudniejszy dla początkujących. Trzeba więcej wiedzieć i sprawniej się posługiwać komputerem.
- Przekonałeś mnie. To idę.
***
Kiedy Mirek ze Staszkiem wysiedli z tramwaju przy ulicy Jana Pawła II przed sobą mieli rząd dwupiętrowych budynków z lat sześćdziesiątych. Weszli w ulicę Kórnicką i wtedy zorientowali się, że to akademiki studentów politechniki. Za nimi stał budynek Wydziału Budownictwa Lądowego, jeszcze z lat pięćdziesiątych.
- Musimy wejść w tę ulicę. Budynki informatyki są po jej lewej stronie nad Wartą - objaśniał Staszek.
- A ta deska z zegarem po prawej?
- To budynek wydziału Elektrycznego, a ten bliżej ulicy to Wydział Budowy Maszyn, i Maszyn Roboczych i Pojazdów.
- Ale bajer! – wykrzykuje zachwycony Mirek po przejściu kilkuset dalszych metrów.
- Nie widziałeś tego jeszcze? Mnie tu rodzice przyprowadzili na "Noc naukowców".
Przed nimi po lewej stał olbrzymi dwupiętrowy pawilon, cały przeszklony, z zadaszeniem nad połową kwietnika. Weszli do hallu, gdzie zauważyli kartkę z napisem "Warsztaty z systemu Linux dla szkół średnich" i strzałką. Poszli we wskazanym kierunku i trafili do sali dla zajęć laboratoryjnych z dwoma rzędami komputerów. Kilka osób już siedziało przy stanowiskach. Pośrodku stał jegomość, już na kilometr sprawiający wrażenie profesora. Uśmiechnął się zapraszająco do wchodzących:
- Proszę zajmować miejsca przy komputerach. Za chwilę zaczynamy.
Mirek ze Staszkiem siadają. Od razu zapoznają się ze sprzętem, który wzbudził w Mirku uznanie. Staszek był bardziej sceptyczny, oceniając że to najzwyklejszy sprzęt w miarę dobrej klasy i jeszcze nie przestarzały.
Prowadzący odchrząknął i zaczął mówić:
- Jak wszyscy zapewne wiecie system operacyjny to oprogramowanie niezbędne do pracy każdego komputera. Nie zawsze tak było. Pierwsze komputery nie posiadały oprogramowania, używano ich z pomocą przełączników, a nawet zatyczek. Jednak powstające coraz ciekawsze urządzenia zewnętrzne wymusiły w końcu stosowanie oprogramowania, które potrafiło je odpowiednio obsłużyć, by mogły pełnić swoje funkcje. Zwłaszcza pamięci masowe takie jak bębny, taśmy, a następnie dyski przyczyniły się do rozbudowy systemu operacyjnego. Innym powodem była konieczność udostępniania jednego komputera wielu użytkownikom naraz, a w późniejszym okresie konieczność pracy w sieci. Tak rodziły się systemy operacyjne najpierw specyficzne dla konkretnego systemu, a stopniowo coraz bardziej uniwersalne, zdolne do działania na wielu różnych komputerach. Takim bardzo powszechnie używanym systemem był system UNIX, znany w wielu różnych wersjach i adaptacjach. Był to drogi komercyjny system dostępny na wielu bardzo kosztownych komputerach, tak zwanych stacjach roboczych. Historię systemu Linux można porównać do mitu o Prometeuszu. Znacie go?
- No pewnie. Według greckiej mitologii wykradł bogom ogień - odezwała się dziewczyna siedząca bliżej wykładowcy.
- Tak, zgadza się. Z tym, że współczesny Prometeusz nazywał się Linus Torvalds i nie był bogiem, tylko fińskim studentem informatyki. Postanowił własnymi siłami napisać potężny program komputerowy porównywalny z systemem Unix. Denerwowały go bowiem wysokie ceny licencji Unixa, a on chciał, aby program był darmowy nie tylko dla niego. Natchnęła go wzrastająca w tym czasie liczba programów darmowych typu: Public Domain i Freeware. Były one jednak niewielkie. Torvalds porwał się więc na gigantyczne dzieło. Pomimo że dla niego samego okazało się to niemożliwe do zrobienia, to dzięki jego inicjatywie do projektu linukso -podobnego systemu przystąpiło wielu programistów, nie tylko oddając za darmo produkt finalny, ale też oddając pełne kody źródłowe umożliwiające dalszy rozwój tego oprogramowania. To może tyle tytułem wstępu. Teraz spróbuję na tym ekranie zademonstrować co Linux potrafi, a wy na swoich komputerach możecie mnie naśladować. Tylko proszę zauważyć, że nasze uczelniane komputery w trakcie uruchamiania pozwalają wybrać system operacyjny. Może to być Windows, a może Linux. Proszę więc oczywiście wybrać Linux.
Dalej zaczęła się prezentacja różnych operacji Linuxa dostępnych za pomocą poleceń wpisywanych z klawiatury. Uczniowie poznali podstawy operacji na systemie plików, uruchamiali różne programy zainstalowane w systemie, a nawet samodzielnie instalowali oprogramowania. Wykładowca obiecał też na dalszych zajęciach zaznajomienie słuchaczy z podstawami programowania w języku Pascal i C++, a także sposobem zainstalowania i obsługi systemu serwera stron www.
- Dzięki, że mnie namówiłeś na ten kurs. To naprawdę coś dla mnie - Mirek zwraca się do Staszka z ogromnym entuzjazmem.
- A ja chyba zrezygnuję. Trochę to wszystko za skomplikowane. Nie widzę powodu, żeby wkuwać komendy Linuxa skoro to samo pod Windows można zrobić bez uczenia się i zupełnie intuicyjnie - Staszek prezentuje Mirkowi swoje obiekcje.
Niebawem Mirek z sukcesem zainstalował system Linux na swoim komputerze i skonstruował w ramach ćwiczeń kilka programów, które chwalili wykładowcy politechniki.
***
Szanowny Księże Dziekanie!
Odważyłem się do Księdza napisać ten list, po przeczytaniu książki Księdza pod tytułem "Sieć". Jestem maturzystą zafascynowanym Internetem. Obecnie tworzę pewien serwis, który dotyczy religii. Ma on wesprzeć katolicki rachunek sumienia. Jak księdzu wiadomo książeczki do nabożeństwa wspomagają rachunek sumienia, zawierając wiele pytań, na które trzeba sobie odpowiedzieć. Jeśli odpowiedź wskazuje na popełnienie grzechu to należy ją uwzględnić w trakcie spowiedzi. Mój serwis będzie również zawierał pytania, ale pogrupowane w kategorie dostosowane do wieku, płci i stanu cywilnego. Po wybraniu stosownej kategorii będzie można samemu przeglądać pytania, zaznaczając je przez kliknięcie. Odpowiedzi wskazujące na grzeszne zachowania będą gromadzone, umożliwiając ich przeglądanie, drukowanie, a nawet zapamiętywanie na własnym koncie w serwisie. Ten serwis ma więc skłaniać do refleksji nad sobą i dlatego nazwałem go REFLEX 1.0.
Chciałem się zapytać, jak ksiądz ocenia potrzebę tworzenia takiego serwisu i jego zgodność z naukami Kościoła.
Z poważaniem
Mirek
Mirek wysłał pocztę elektroniczną i odszedł od komputera, przeciągając się, zmęczony napisaniem kilku listów. Nie wyszedł jednak jeszcze z pokoju, gdy odezwał się sygnał nadchodzącej poczty. Po chwili czytał:
Mirku,
Pomysł uważam za fantastyczny. Chciałbym napisać o tym artykuł w mojej gazecie oraz przeprowadzić z Tobą wywiad. Mam nadzieję, że ukaże się w Wielki Piątek.
Krzysztof
Mirek przez chwilę oniemiał przed komputerem. Nie spodziewał się takiego entuzjazmu po bliżej mu nie znanym redaktorze poznańskiego "Świata bitów". Kolejne dni miały go zaskoczyć jeszcze bardziej, gdyż wiadomości o jego serwisie zaczęły rozchodzić się na całą Polskę. Przyjeżdżali do niego redaktorzy gazet, stacji radiowych, a nawet stacji telewizyjnych. Coraz mniej miał czasu dla siebie i na naukę, a matura zbliżała się wielkimi krokami. Kiedy więc zadzwonił reporter z „New York Times’a†zamierzał odmówić. Jednak redaktor był uparty i w końcu spotkali się na dworcu kolejowym, by ten mógł szybko powrócić do Warszawy, gdzie był stałym korespondentem.
Po zdanej maturze jeden z kolegów urządzał swój pierwszy koncert w klubie "Blue Note". Mirek poszedł, bo wiedział, że koledze zależy na jego obecności.
- PosÅ‚uchajcie piosenki „Gra o życieâ€, jakÄ… napisaÅ‚em o moim przyjacielu.
Lat piętnaście mam zaledwie
i błaganie w świat pobiegnie
by ratować młode życie
przed chorobÄ…, co mnie gryzie.
Życia mi ucieka wola
ale w kącie PC woła.
WÅ‚Ä…czam grÄ™ tak wciÄ…gajÄ…cÄ…
że aż czuję jej gorąco.
Bo ja gram o moje życie
walcząc w wirtualnym świecie
każdy punkt mi daje siły
w świecie gry i w tym prawdziwym
Serwis gdzie przyjaciół wielu
każdy ile miał w portfelu
dał na leki bym żył dalej
serce odkrył w sprawie mojej
zagadali jak siÄ™ czujÄ™
ale też co ich nurtuje
co tam w domu jak tam szkoła
i jak klasa na mnie woła
Bo ja gram ...
Wyszła z gry by być na scenie
zaprosiła mnie serdecznie
stałem pośród wielbicieli
mógłbym się tym szczęściem dzielić
A tu znowu do szpitala
ale jest też gra wspaniała
Lara Croft jest na ekranie
i uśmiecha się tak ładnie
Bo ja gram ...
W trakcie tej piosenki Mirkowi zakręciła się łza w oku. Jej bohater już nie żył, chociaż był w jego wieku. Znali się z internetu. Jego serwis pomagał choremu za pośrednictwem fundacji. Często ze sobą dyskutowali. Mirek podziwiał hart ducha z jakim chłopak znosił swą ciężką chorobę. Dzięki niemu dojrzał pozytywną stronę gier komputerowych. Zamyślił się.
W pewnej chwili usłyszał.
-A teraz piosenka pod tytułem "Być programistą", którą dedykuję jednemu z moich przyjaciół.
Z estrady popłynęły słowa:
Starzał się komputer przez lata
bo pracy co rusz nie ma tata
już żadna gra się nie załączy
bo ten sprzęt już nie rumak rączy
ulotki z rana roznoszÄ™
a płacą mi zaledwie grosze
doczekam się sprzętu nowego
dopiero u wieku dorosłego
Tak bym chciał być programistą
by myślą pracować czystą
kreować wspaniałe światy
nie tylko dla mej zapłaty
Ktoś mi zaleca zrobić zmiany
-
najpierw skasować program znany
oszczędny zainstalować
co zmusi by programować
do tego wziąłem się dzieła
znowu uczÄ…c siÄ™ sam od zera
i już programy tworzę
co ich każdy przez sieć używać może
Tak bym chciał ...
Witrynę sam sobie zrobiłem
ma młodość przydała jej siłę
doglÄ…dam serwisu mojego
i ogromną radość mam z tego
wiek ledwie kilkanaście lat
a serwis podziwia wielki świat
to wszystko dzięki rozumowi
a nie najnowszemu sprzętowi
Tak bym chciał ...
Mirek byÅ‚ zaskoczony. Ta piosenka dobrze oddawaÅ‚a jego determinacjÄ™ w dążeniu do zostania informatykiem. Przyjemna zwÅ‚aszcza po przyjÄ™ciu na informatykÄ™ na politechnice. ByÅ‚ też dumny z recenzji w „New York Timesâ€, chociaż redaktorzy potraktowali jego serwis jako przemijajÄ…cÄ… ciekawostkÄ™. WiedziaÅ‚, że musi teraz wymyÅ›lić coÅ› nowego, aby im udowodnić, że ma potencjaÅ‚.
Następnego dnia po koncercie Mirek trafił na artykuł o wykrywaczu kłamstw, opartym na analizie obrazu oka testowanego w trakcie udzielania odpowiedzi. Szybko dotarł do źródeł i zamienił to rozwiązanie w kod oprogramowania. Testował jego działanie najpierw na sobie, a potem na coraz liczniejszym gronie znajomych. Jednocześnie rozpoczął prace nad integracją tego programu z systemem REFLEX. Pytania rachunku sumienia pojawiały się na ekranie, a jednocześnie były słyszalne w słuchawkach. Moduł wykrywacza kłamstw weryfikował odpowiedzi i grzechy pojawiały się na liście, nawet gdy użytkownik usiłował oszukiwać siebie twierdząc, że takiego grzechu nie popełniał. Dalsze badania pokazywały, że wykrywacz wynajdował grzechy nawet jeśli tkwiły tylko w podświadomości badanego. Po tym udoskonaleniu serwis zaczął gwałtownie zwiększać liczbę swoich użytkowników.
Pół roku później jeden znajomy przysłał mu link do pewnego nowego serwisu. Mirek ze zdumieniem czytał:
Fundacja Ojca Pio prezentuje pierwszy na świecie serwis sporządzania rachunku sumienia. Tylko nasz serwis ma imprimatur biskupie. Tylko u nas masz gwarancję zgodności rachunku sumienia z religią katolicką.
Zrozumiał, że to atak na jego autorskie dzieło. Teraz już żaden katolik do niego nie przyjdzie, bo będzie się obawiał, że nieprawidłowo się wyspowiada. Popełnił błąd, że od początku nie starał się o imprimatur. A przecież pisał do dziekana wydziału papieskiego seminarium duchownego, ale ten go zwiódł sugerując, że spowiedź powinna wyglądać zupełnie inaczej. Tylko tak dokładnie nie wiadomo jak i jak to oprogramować.
Kolejne dni i obserwacje innych religii podsunęły mu pomysł. Pracował przez kolejne tygodnie, aż wreszcie odsłonił nową funkcjonalność swojego serwisu. Tym razem udostępnił możliwość rejestrowania się różnych religii, a nawet odłamów i sekt. Mogły one wprowadzać własne zestawy pytań, które odpowiadały wyznawanym przez nie regułom.
I znowu nastÄ…piÅ‚o ogromne zwiÄ™kszenie liczby użytkowników. Na samych reklamach zarabiaÅ‚ już olbrzymie pieniÄ…dze. Do tego dochodziÅ‚y opÅ‚aty od grup religijnych za tworzenie wÅ‚asnych zestawów pytaÅ„. ZadzwoniÅ‚ do niego tygodnik „TIMEâ€, z której to rozmowy wywnioskowaÅ‚, że być może zostanie "czÅ‚owiekiem roku". W każdym razie wydawaÅ‚o mu siÄ™, że ma szanse.
Tymczasem nagle zaczęła wzrastać liczbą zamachów w różnych częściach świata. Oficerowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego szybko uświadomili Mirkowi, że ma to związek z jego serwisem. Ściślej z jedną z grup religijnych, która za normę uważała sadyzm i odpowiednimi pytaniami prowokowała użytkowników. Oczywiście natychmiast usunął konto. Wkrótce okazało się, że musi takich podejrzanych kont usuwać po kilka dziennie, a na świecie wrzało coraz bardziej. ABW zmusiło go do zamknięcia serwisu. Było już jednak za późno, bo pojawiało się coraz więcej jego klonów, coraz trudniejszych do spacyfikowania. Patologia za pośrednictwem mechanizmów systemu REFLEX 9.3 opanowywała świat. A Mirek był wobec tego bezradny.