Czytano 318704 razy przez 23592 osoby. Aktualnie 57 osób.

Zmysł sieci

Promień lasera wycelowany w moje oczy trawił je nieodwracalnie, niszcząc mój wzrok, a ja usiłowałem odwrócić się w inną stronę, ale bezskutecznie. Wreszcie wyrwałem się i moje ciało potoczyło się po zboczu. I wtedy… obudziłem się.
   Â Â Â SÅ‚oÅ„ce wschodziÅ‚o wÅ‚aÅ›nie nad naszÄ… zatoczkÄ… otoczonÄ… z obydwu stron szpalerem drzew. Akurat dzisiaj byÅ‚ taki dzieÅ„, że promienie trafiaÅ‚y wprost w mojÄ… twarz. SpojrzaÅ‚em w bok. Moja żona jeszcze spaÅ‚a. Jej sÅ‚oÅ„ce dosiÄ™gnie dopiero za chwilÄ™.
      - Ciekawe, co to bÄ™dzie?
   Â Â Â Tymczasem wymknÄ…Å‚em siÄ™ do Å‚azienki. Gdy koÅ„czyÅ‚em już porannÄ… toaletÄ™, usÅ‚yszaÅ‚em dźwiÄ™ki aerobiku.
      - Aha, nie bÄ™dÄ™ miaÅ‚ widowiska.
   Â Â Â WszedÅ‚em do pokoju i caÅ‚ujÄ…c jÄ…, zapytaÅ‚em:
      - Może masz ochotÄ™ na porannÄ… kÄ…piel?
      - A wiesz, że nawet, ale...
   Â Â Â PobiegliÅ›my na wyÅ›cigi do zatoki, po drodze pozbywajÄ…c siÄ™ odzieży. Kompletnie nadzy wskoczyliÅ›my do wody i zaczÄ™liÅ›my ochlapywać siÄ™ nawzajem. Potem skoczyliÅ›my w kierunku morza i popÅ‚ynÄ™liÅ›my, aż zatoka z obydwu stron rozwarÅ‚a siÄ™ i wypÅ‚ynÄ™liÅ›my na otwarte morze. I wtedy krzyknÄ…Å‚em:
      - Rewanż! Kto pierwszy na brzegu, ubierze siÄ™ i bÄ™dzie z powrotem w domu.
   Â Â Â Znowu wygraÅ‚a ona. ByÅ‚a zgrabniejsza, zwinniejsza i bardziej ode mnie kochaÅ‚a sport.
   Â Â Â Åšniadanie jak zwykle na tarasie i jak zwykle nasze dzieci z trudem zwlokÅ‚y siÄ™ z łóżek. Ale cóż siÄ™ dziwić, skoro syn do północy dawaÅ‚ wirtualny koncert dla MTV, a córka graÅ‚a miÄ™dzykontynentalny mecz Quidicha w swojej uprzęży do virtual   -reality.
   Â Â Â Dzieci usiÅ‚owaÅ‚y przedÅ‚użyć Å›niadanie, ale czujnie wypÄ™dziliÅ›my je, zanim nasz stojÄ…cy zegar w salonie wybiÅ‚ ósmÄ… rano. Jeszcze sprawdziliÅ›my na komórkach, że rzeczywiÅ›cie punktualnie zalogowaÅ‚y siÄ™ w swoich szkoÅ‚ach i mogliÅ›my, zostawiajÄ…c caÅ‚y ten poranny baÅ‚agan robotom do sprzÄ…tniÄ™cia, udać siÄ™ każdy do swojej pracowni.
   Â Â Â Wielkie sÅ‚owo pracownia oznaczaÅ‚o po prostu maÅ‚e pomieszczenia bez okien, ale z klimatyzacjÄ…, które posiadaÅ‚y specjalne legowisko do logowania siÄ™ w serwisie wirtualnej pracy.
   Â Â Â Ja pracujÄ™ dla niewielkiej, ale prężnej firmy oferujÄ…cej wysokiej klasy oprogramowanie wirtualnej szkoÅ‚y. Naszymi klientami sÄ… głównie ekskluzywne szkoÅ‚y prywatne z caÅ‚ego Å›wiata. Nasz nauczyciel może w tej samej chwili pracować z grupÄ… do 50 uczniów, którzy sÄ… lepiej kontrolowani i inspirowani do pracy niż poÅ‚owa tej liczby uczniów w tradycyjnych klasach.
   Â Â Â ZajmujÄ™ siÄ™ równie tradycyjnym programowaniem, jak pierwsi informatycy sprzed 100 lat, a nawet, uważana za pierwszÄ… programistkÄ™, lady Ada Loveland sprzed 200 lat. Tyle że mój dziadek w poÅ‚owie lat 70. swoje programy zostawiaÅ‚ na kartach perforowanych i odbieraÅ‚ po tygodniu, podczas gdy już mój ojciec mógÅ‚ obserwować efekty dziaÅ‚ania swoich programów w ciÄ…gu paru sekund. Ale obydwaj nie mieli tak wyrafinowanych Å›rodowisk, które pozwalajÄ… np. programować wirtualne obiekty, by trójwymiarowym wyglÄ…dem, ruchem, zapachem, smakiem oraz dotykiem nie odróżniaÅ‚y siÄ™ od rzeczywistych. CzÅ‚owiek zanurzony w wirtualnej rzeczywistoÅ›ci Internetu czÄ™sto myli siÄ™, myÅ›lÄ…c, że wszystkiego doÅ›wiadcza naprawdÄ™. Dlatego konieczne sÄ… automaty wybudzajÄ…ce z wirtualnych przeżyć i sztaby psychologów i psychiatrów czuwajÄ…ce nad stanem psychiki spoÅ‚eczeÅ„stwa.
   Â Â Â SkoÅ„czyÅ‚ siÄ™ czas mojej pracy, w której zajmowaÅ‚em siÄ™ głównie „dzienniczkiem ucznia”, tj. oprogramowaniem pozwalajÄ…cym odnotowywać postÄ™py i postÄ™pki uczniów, tak by mogli je również odczytywać rodzice, a uczniowie nie byli im w stanie tego utrudnić ani zmienić swoich wyników. WyszedÅ‚em do salonu i, popijajÄ…c drinka, wpatrywaÅ‚em siÄ™ w otwarte morze, gdzie nagle ujrzaÅ‚em… samotny biaÅ‚y żagiel.
   Â Â Â Już z daleka zorientowaÅ‚em siÄ™, że jest to obca łódź, nie z naszej wyspy. I na dodatek wkraczaÅ‚a na nasz prywatny teren, za który pÅ‚acimy tÄ™ straszliwÄ… dzierżawÄ™, że trudno z pensjÄ… nastarczyć, a on Å›mie siÄ™ nam tu wdzierać. Mój dziadek w tym momencie wziÄ…Å‚by pewnie strzelbÄ™ albo chociaż pistolet, a ja mam do dyspozycji tylko komórkÄ™, by wezwać policjÄ™. Chociaż jestem wdziÄ™czny pokoleniu ojca, że doprowadziÅ‚o do powszechnej demilitaryzacji, pozostawiajÄ…c broÅ„ jedynie w rÄ™kach wyspecjalizowanych sÅ‚użb chroniÄ…cych mienie i zdrowie obywateli, to jednak… w takim momencie chciaÅ‚bym mieć coÅ› pod rÄ™kÄ….
   Â Â Â Gdy jacht dobijaÅ‚ do lÄ…du, już czekaÅ‚ na niego miejscowy szeryf, nawet nie musiaÅ‚em go wzywać. CaÅ‚a wyspa jest pod bacznÄ… opiekÄ…. Widać byÅ‚o, jak szeryf z przybyÅ‚ym na jachcie mężczyznÄ… gÅ‚oÅ›no gestykulujÄ…, jakby coÅ› sobie tÅ‚umaczÄ…c. W koÅ„cu obydwaj udali siÄ™ w moim kierunku.
      - Ten jegomość twierdzi, że jest paÅ„skim znajomym i przybyÅ‚ tu na pana zaproszenie.
      - Ależ nic podobnego, nie znam tego pana – żachnÄ…Å‚em siÄ™ gwaÅ‚townie.
      - Jak to nie znasz? Przecież jestem vamen, a ty gront, zapraszasz mnie już od miesiÄ…ca! – odezwaÅ‚ siÄ™ wreszcie tamten z irytacjÄ….
   Â Â Â ZdÄ™biaÅ‚em!
      - To jak bÄ™dzie? Zna pan tego pana i zapraszaÅ‚ go? Czy mam wlepić mandat? – zniecierpliwiÅ‚ siÄ™ szeryf.
      - Ależ, ależ... – nie mogÅ‚em zebrać myÅ›li – to gigantyczne nieporozumienie. My siÄ™ znamy wirtualnie z netu i ja caÅ‚y czas myÅ›laÅ‚em o tego rodzaju spotkaniu.
      - Przepraszam! To trochÄ™ moja wina, bo nie uznajÄ™ spotkaÅ„ w necie i zawsze dążę do bezpoÅ›rednich wizyt. Najlepiej z zaskoczenia. To może jednak przeproszÄ™ i odpÅ‚ynÄ™ – nieznajomy znajomek zaczÄ…Å‚ siÄ™ wycofywać.
      - Ależ nie! ProszÄ™ zostaÅ„, przecież jesteÅ› naszym goÅ›ciem. Gość w dom, Bóg w dom! – wreszcie siÄ™ jakoÅ› pozbieraÅ‚em.
      - DziÄ™kujemy, szeryfie. ProszÄ™ wybaczyć naszemu goÅ›ciowi – zwróciÅ‚em siÄ™ do miejscowej wÅ‚adzy.
      - W porzÄ…dku. TrochÄ™ to nawet zabawne – rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ szeryf, oddalajÄ…c siÄ™.
      - To ja może przedstawiÄ™ swojÄ… rodzinÄ™ – zaproponowaÅ‚ już caÅ‚kiem rezolutnie gość, oddalajÄ…c siÄ™ do Å‚odzi.
   Â Â Â SpojrzeliÅ›my na siebie z żonÄ… z nieukrywanym zdumieniem. Z czymÅ› takim jeszcze siÄ™ nie zetknÄ™liÅ›my. To siÄ™ nam po prostu nie mieÅ›ciÅ‚o w gÅ‚owie. Facet, którego co prawda dość dÅ‚ugo już znaÅ‚em z netu, zjawia siÄ™ nieproszony w realu i do tego z caÅ‚Ä… rodzinÄ…. A przecież od lat tyle jest ostrzeżeÅ„, by uważać z przenoszeniem znajomoÅ›ci z netu do realu. To już staÅ‚o siÄ™ tabu wpajane dzieciom od najmÅ‚odszych lat. ZwÅ‚aszcza dzieciom i mÅ‚odzieży narażonej na pedofiliÄ™ i bandytyzm.
   Â Â Â Kiedy jednak odwróciliÅ›my siÄ™ z powrotem w kierunku Å‚odzi, przeżyliÅ›my kolejny szok. WÅ‚aÅ›nie wypeÅ‚zaÅ‚o z niej kolejne, piÄ…te już dziecko. W zdumieniu doliczyliÅ›my siÄ™ w koÅ„cu siedmiorga dzieci w wieku od jakichÅ› piÄ™ciu do okoÅ‚o piÄ™tnastu lat.
   Â Â Â Ale to nie byÅ‚ koniec. Po chwili ze zdumieniem rozpoznaliÅ›my, że dwoje dorosÅ‚ych to dwaj mężczyźni. Niby takie sytuacje spotyka siÄ™ dzisiaj czÄ™sto, ale nie na naszej wyspie i wÅ›ród naszych znajomych. No i do tego tyle dzieci!
   Â Â Â Z rezygnacjÄ… czekaliÅ›my na dalszy rozwój tej katastrofy.
   Â Â Â 
   Â Â Â ***
   Â Â Â 
   Â Â Â Impreza byÅ‚a rozkrÄ™cona na caÅ‚ego.
   Â Â Â W niebo strzelaÅ‚y race i sztuczne ognie, rozbryzgujÄ…c siÄ™ na wszystkie strony z ogromnym hukiem, czym wzniecaÅ‚y jeszcze gÅ‚oÅ›niejsze piski udawanego przerażenia wÅ›ród taÅ„czÄ…cej wokół ogniska dzieciarni.
   Â Â Â Nagle z oddali rozlegÅ‚o siÄ™ narastajÄ…ce basowe buczenie gigantycznych silników. Po chwili zza horyzontu majestatycznie wypÅ‚ynęły czterosilnikowe maszyny w szyku bojowym. Obok nich pojawiÅ‚y siÄ™ pierwsze bÅ‚yski pocisków obrony przeciwlotniczej. To maÅ‚y Anakin usiÅ‚owaÅ‚ swoim dżojstikiem odsunąć niebezpieczeÅ„stwo, ale byÅ‚o już za późno, bombowce otworzyÅ‚y luki z Å‚adunkami, które zaczęły opuszczać maszyny dÅ‚ugim sznurem. Po chwili rozpoczęły siÄ™ gigantyczne wybuchy. Najpierw w odlegÅ‚oÅ›ci kilku kilometrów, a potem coraz bliżej i bliżej...
   Â Â Â 
   Â Â Â ***
   Â Â Â 
      - A teraz zapraszamy na maÅ‚Ä… przekÄ…skÄ™ – żona zdobyÅ‚a siÄ™ na odwagÄ™ i z pomocÄ… instalacji nagÅ‚aÅ›niajÄ…cej przezwyciężyÅ‚a gigantyczny harmider.
   Â Â Â Na te sÅ‚owa caÅ‚a Å›ciana naszego domu rozwarÅ‚a siÄ™ i z wnÄ™trza wynurzyÅ‚ siÄ™ dÅ‚ugi pochód kolorowo ubranych bÅ‚aznów, kuchcików, dworzan i innej sÅ‚użby. Weszli w Å›rodek naszego krÄ™gu wokoÅ‚o ogniska i rozstawili wokół niego jedzenie na przyniesionych stoÅ‚ach, stawiajÄ…c ruszt z obracajÄ…cÄ… siÄ™ na nim ogromnÄ… dziczyznÄ…, po czym stanÄ™li za naszymi plecami, przygrywajÄ…c renesansowymi dźwiÄ™kami. Kiedy dzieci odzyskaÅ‚y animusz po tym spektaklu i zobaczyÅ‚y jedzenie, znowu zaczęły siÄ™ piski i wesoÅ‚e krzyki.
      - No, gratulujÄ™ wspaniaÅ‚ej oprawy – zbliżyÅ‚ siÄ™ do mnie jeden z tych dwóch dorosÅ‚ych goÅ›ci.
      - To dosyć oklepany 3Dklip – machnÄ…Å‚em rÄ™kÄ… z lekceważeniem.
      - Ale technologiÄ™ wizji 3D macie wrÄ™cz idealnÄ…. WidziaÅ‚eÅ›, jak nasze dzieciaki przestraszyÅ‚y siÄ™ tych bombowców?
      - To tylko kwestia inwestycji. Akurat dwa miesiÄ…ce temu wysiadÅ‚ nam stary system, wiÄ™c wymieniliÅ›my wszystkie wzbudzacze czÄ…stek powietrza i uzupeÅ‚niliÅ›my tak, że objęły caÅ‚Ä… naszÄ… dziaÅ‚kÄ™ i to na przestrzeni 30 metrów w górÄ™, ale przez odksztaÅ‚cenia optyczne pozwalajÄ…ce na efekty do kilometra wzwyż.
      - My też mamy kilka klipów do naszego mikrosystemiku na Å‚ajbie.
      - To może je zaprezentujesz po kolacji?
      - Jest taki jeden, oryginalny i baaardzo nam bliski…
      - To proszÄ™, tu jest sterownik – podaÅ‚em mu plastikowego pilota. – Poradzisz sobie?
      - No pewnie! Zaraz to ze spokojem zestrojÄ™ – powiedziaÅ‚, oddalajÄ…c siÄ™ w spokojniejsze miejsce.
      - Co on od ciebie chciaÅ‚? – zapytaÅ‚a podejrzliwie żona.
      - Chce nam pokazać jakiÅ› swój 3Dklip.
      - CoÅ› ty, zwariowaÅ‚! – wykrzyknęła gwaÅ‚townie. – A jak on nam tu pokaże jakÄ…Å› orgiÄ™ albo zakamuflowany homoseksualizm?
      - Nie panikuj. Przecież to spoko ludzie. Nie zauważyÅ‚em nic podejrzanego – staraÅ‚em siÄ™ jÄ… uspokoić.
      - Przecież my mamy dojrzewajÄ…ce dzieci, a ty masz taki zwis na wszystko.
   Â Â Â ZamilkÅ‚em z bezradnoÅ›ci. SwojÄ… drogÄ… rzeczywiÅ›cie zagadkowe towarzystwo. Minęło parÄ™ godzin od ich przybycia i mamy za sobÄ… kilka rozmów, a nadal nic o nich nie wiemy.
   Â Â Â Z zadumy wyrwaÅ‚ mnie bÅ‚ysk szybko powiÄ™kszajÄ…cej siÄ™ gwiazdy na wschodzie. LÅ›niÅ‚a czerwonym blaskiem.
      - Ależ to przecież Mars! – okrzyk żony uÅ›wiadomiÅ‚ mi mojÄ… ignorancjÄ™.
   Â Â Â Nagle kilka metrów nad nami zaczęła przesuwać siÄ™ postać w lÅ›niÄ…cym skafandrze.
      - Patrzcie, kosmonauta! – wrzasnęło jedno z dzieci.
      - Po chwili pojawiÅ‚ siÄ™ też olbrzymi statek kosmiczny, wokół którego przesuwaÅ‚ siÄ™ kosmonauta, dokonujÄ…c inspekcji czy też odbywajÄ…c zwykÅ‚y spacerek.
   Â Â Â I nagle wszyscy znaleźliÅ›my siÄ™ w maleÅ„kiej kabinie statku.
      - Mamusiu! – jedno z najmÅ‚odszych dzieci rzuciÅ‚o siÄ™ w kierunku obrazu Å›miejÄ…cej siÄ™ radoÅ›nie kobiety i kiedy przecięło ten obraz, zamiast siÄ™ zatrzymać, pobiegÅ‚o dalej z gÅ‚oÅ›nym pÅ‚aczem.
   Â Â Â 
   Â Â Â ***
   Â Â Â SiedzieliÅ›my na samym dnie zatoki. Otoczeni lasem wodorostów. Nad nami widać byÅ‚o dno Å‚odzi przybyszów, które bÅ‚yszczaÅ‚o teraz potężnymi reflektorami rozÅ›wietlajÄ…cymi wodÄ™. WydawaÅ‚o siÄ™, że to sÅ‚oÅ„ce zeszÅ‚o pod powierzchniÄ™ wody i rozÅ›wietliÅ‚o tÄ™ zawsze mrocznÄ… krainÄ™.
   Â Â Â Po incydencie na plaży i dÅ‚ugotrwaÅ‚ych poszukiwaniach dziecka, kiedy nasi goÅ›cie wreszcie poÅ‚ożyli dzieci spać, poprosili nas o rewizytÄ™.
   Â Â Â Nie mogliÅ›my im odmówić, widzÄ…c, jak ich to zdarzenie przygnÄ™biÅ‚o. Kiedy wsieliÅ›my do ich Å‚odzi, wypÅ‚ynÄ™li na Å›rodek naszej zatoczki i zaprosili do swego przezroczystego batyskafu chowajÄ…cego siÄ™ w czasie podróży pomiÄ™dzy kadÅ‚ubami katamaranu. Batyskaf opuÅ›ciÅ‚ siÄ™ na samo dno.
   Â Â Â I siedzieliÅ›my teraz prawie w milczeniu, ograniczajÄ…c siÄ™ do wyrazów zachwytu nad otaczajÄ…cym nas piÄ™knem.
      - Nie wiedzieliÅ›my, jak piÄ™knej okolicy jesteÅ›my posiadaczami. Prawdziwi z was odkrywcy – odezwaÅ‚a siÄ™ moja żona.
      - To tylko technika. PracowaliÅ›my razem nad niejednym podwodnym filmem, wiÄ™c wiemy, jak zaangażować technikÄ™, by byÅ‚o piÄ™knie.
      - To jesteÅ›cie razem ze wzglÄ™du na wspólnÄ… pracÄ™? – żona zaczynaÅ‚a być chyba zbyt ciekawska.
   Â Â Â RozeÅ›mieli siÄ™ serdecznie.
      - Napijecie siÄ™ tego rumu? – zapytaÅ‚, a wÅ‚aÅ›ciwie stwierdziÅ‚, nalewajÄ…c nam trunku do maÅ‚ych kieliszków ten, który pojawiÅ‚ siÄ™ pierwszy na wyspie.
      - A wiÄ™c zdrowie naszych wyrozumiaÅ‚ych gospodarzy i ich fantastycznej wyspy! – rzuciÅ‚ toast ten drugi.
      - Pewnie wypadaÅ‚oby wam coÅ› wyjaÅ›nić – rzuciÅ‚ ostrożnie po chwili.
      - Ależ nie chcemy wchodzić z buciorami w wasze życie – zastrzegÅ‚em siÄ™.
      - Wcale nie. Nie chcieliÅ›my o tym mówić przy dzieciach, ale teraz chÄ™tnie.
      - Tym bardziej że już pewnie patrzycie na nas jak na jakieÅ› dziwadÅ‚a – dwóch samotnych mężczyzn z kupÄ… dzieciaków na gÅ‚owie.
      - Ależ skÄ…d – nieszczerze zaperzyÅ‚a siÄ™ żona.
      - Wszystkiemu winna jest odwieczna żądza poznania.
      - Chyba nic zÅ‚ego w tym, że wÄ™drujecie sobie po wyspach i je poznajecie? – spytaÅ‚a żona.
      - Tu nie o nas mowa, lecz naszych żonach.
      - To wy macie żony?
   Â Â Â CaÅ‚y batyskaf huknÄ…Å‚ Å›miechem na to wyjÄ…tkowo gÅ‚upie i niezrÄ™czne pytanie mojej wszystkowiedzÄ…cej poÅ‚owicy.
      - JesteÅ›my braćmi, a nasze żony pewnego dnia zapisaÅ‚y siÄ™ na kurs kosmonautek. PrzekonaÅ‚y nas, mówiÄ…c, że na pewno obydwie nie polecÄ… razem, a jak jedna poleci, to ta, która zostanie, zajmie siÄ™ wszystkimi dziećmi.
   Â Â Â ZapadÅ‚o milczenie.
      - I poleciaÅ‚y obydwie... – domyÅ›liÅ‚em siÄ™ wreszcie.
      - WÅ‚aÅ›nie! Å»adna nie chciaÅ‚a ustÄ…pić. Nie daÅ‚y siÄ™ namówić nawet na losowanie. ZostawiÅ‚y nas kompletnie na lodzie. I sami widzicie, co siÄ™ teraz dzieje z tymi dziećmi.
      - Jak odlatywaÅ‚y, to jeszcze mieliÅ›my nadziejÄ™ na szybki program stypendium emigracyjnego, które pozwoliÅ‚oby pokryć gigantyczne koszty naszego przelotu i budowy siedziby na Marsie.
   Â Â Â 
   Â Â Â 
   Â Â Â ***
   Â Â Â 
   Â Â Â Jeden z punkcików na ekranie przestaÅ‚ podążać za wczeÅ›niejszymi i coraz szybciej oddalaÅ‚ siÄ™ w kierunku zachodniego wybrzeża wyspy. PrzyspieszyÅ‚em kroku, bo to byÅ‚ mój rejon, i zobaczyÅ‚em, jak dziesiÄ™ciolatek rozpaczliwie przedziera siÄ™ przez gÄ…szcz, powodujÄ…c wiele haÅ‚asu. W pewnym momencie haÅ‚as ucichÅ‚. ChÅ‚opak siedziaÅ‚ na pieÅ„ku z pochylonÄ… gÅ‚owÄ…. WyszedÅ‚em z ukrycia, specjalnie powodujÄ…c dużo haÅ‚asu. Nie zareagowaÅ‚.
      - ZgubiÅ‚em drogÄ™ do strumienia. Nie widziaÅ‚eÅ› go może?
      - MinÄ…Å‚em go kilka minut temu. IdÄ™ z tamtego kierunku.
   Â Â Â ChÅ‚opak poÅ‚knÄ…Å‚ przynÄ™tÄ™.
      - A dokÄ…d zmierzasz?
      - Na wzgórze Fryderyka – powiedziaÅ‚ z wahaniem.
      - Ja też, ale to musiaÅ‚byÅ› iść bardziej w prawo niż dotychczas.
      - To mogÄ™ iść z panem?
      - To chodźmy.
   Â Â Â SzliÅ›my w milczeniu dobrych kilkanaÅ›cie minut, gdy nagle chÅ‚opak rzuciÅ‚ siÄ™ na trawÄ™. ZaczÄ…Å‚ drżeć w silnych konwulsjach i rzucaÅ‚ siÄ™ raz twarzÄ… do ziemi, a innym razem w górÄ™. TrochÄ™ dziwny byÅ‚ tylko w tej sytuacji ten bÅ‚ogi uÅ›miech na jego twarzy.
      - Ani chybi atak epilepsji – pomyÅ›laÅ‚em i zaczÄ…Å‚em szykować skobel, by zapobiec pogryzieniu jÄ™zyka.
   Â Â Â Tymczasem jednak dzieciak uspokoiÅ‚ siÄ™, leżąc na wznak, chwilami Å›miaÅ‚ siÄ™ do rozpuku. Po chwili spojrzaÅ‚ na mnie przytomniejszym wzrokiem i widzÄ…c moje przerażenie, zaczÄ…Å‚ szybko wyjaÅ›niać:
      - To byÅ‚a mama. ZÅ‚apaÅ‚a okazjÄ™ na kontakt przez Å‚Ä…cze kwantowe i trochÄ™ siÄ™ ze mnÄ… popieÅ›ciÅ‚a – zawstydziÅ‚ siÄ™.
      - To ty masz…
      - Tak, caÅ‚a nasza dzieciarnia ma szósty zmysÅ‚.
   Â Â Â Szósty zmysÅ‚ to popularna nazwa na specjalne implanty i modyfikacje genowe, które powodujÄ…, że można korzystać z Internetu w niebywale naturalny sposób, Å‚Ä…czÄ…c to z przeżyciami w Å›wiecie rzeczywistym. Wiąże siÄ™ z tym duże nadzieje, ale jak dotÄ…d wiÄ™cej jest rozczarowaÅ„. Ten bardzo kosztowny zabieg jest zarazem trochÄ™ niebezpieczny. Już wiele osób trafiÅ‚o z poważnymi zaburzeniami do szpitali psychiatrycznych.
      - Dobrze siÄ™ czujesz? Nic ci nie jest? – zapytaÅ‚em z troskÄ….
      - Nic. Wszystko OK. NaprawdÄ™. To tylko ta mama, której nie ma, tak na mnie dziaÅ‚a, gdy mogÄ™ jÄ… poczuć – zasmuciÅ‚ siÄ™.
      - Dobra. To idziemy – zakomenderowaÅ‚em.
      - Ale nie powie pan nikomu?
      - O czym?
      - Å»e mamy szósty zmysÅ‚ – powiedziaÅ‚, uważnie na mnie patrzÄ…c.
      - A czemu siÄ™ tego tak boisz?
      - Rodzice zabronili nam mówić.
   Â Â Â RzeczywiÅ›cie posÄ…dzenie o możliwość wystÄ…pienia choroby psychicznej to nawet w naszych czasach Å›mierć w życiu towarzyskim.
      - Nic siÄ™ nie bój. Ale dobrze, że mi powiedziaÅ‚eÅ›. To siÄ™ nam może przydać… – nagle nasunęła mi siÄ™ pewna myÅ›l, której oczywiÅ›cie wolaÅ‚em nie koÅ„czyć. ZwÅ‚aszcza przy dziecku.
   Â Â Â Wieczorem przy ognisku usiadÅ‚em obok ojca dzieciaka – Roberta i opowiedziaÅ‚em mu o przygodzie. Ten tylko siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚:
      - Nic mu nie jest. To normalne przy tej dawce emocji.
      - A z innymi nie ma kÅ‚opotu?
      - Wszystko jest w najlepszym porzÄ…dku. MieliÅ›my szczęście do znakomitych specjalistów. To byÅ‚ ich dziadek – powiedziaÅ‚ z nutkÄ… smutku.
      - To musi być bardzo znany, jak zna siÄ™ na tych sprawach.
      - ZginÄ…Å‚ dwa lata temu. Zabili go przeciwnicy „wynaturzeń”.
      - Przepraszam – zrobiÅ‚o mi siÄ™ strasznie smutno.
   Â Â Â 
   Â Â Â ***
   Â Â Â 
   Â Â Â Tego dnia drugie Å›niadanie zjadÅ‚em szybciej niż zazwyczaj.
      - Nie ma co siÄ™ opychać przed imprezÄ… – wytÅ‚umaczyÅ‚em siÄ™ żonie z pozostawionych resztek.
      - Tylko żebyÅ› nie zaszalaÅ‚ i znowu siÄ™ nie pochorowaÅ‚ – Å›miaÅ‚a siÄ™.
      - No to już lecÄ™ – powiedziaÅ‚em, caÅ‚ujÄ…c jÄ… na pożegnanie.
   Â Â Â Do stacji miaÅ‚em tak blisko, że z przyjemnoÅ›ciÄ… siÄ™ przespacerowaÅ‚em. ZjechaÅ‚em pod ziemiÄ™, gdzie w sporej jak na naszÄ… wyspÄ™ hali byÅ‚o kilkoro drzwi. PodszedÅ‚em do najbliższych, wsunÄ…Å‚em swojÄ… kartÄ™ identyfikacyjnÄ…. Na ekraniku pojawiÅ‚y siÄ™ szczegóły mojej podróży. PotwierdziÅ‚em. Drzwi siÄ™ rozsunęły i ukazaÅ‚ siÄ™ fotel. WalizeczkÄ™ umieÅ›ciÅ‚em pod siedzeniem, a sam rozsiadÅ‚em siÄ™ na nim. Drzwi zamknęły siÄ™ bezgÅ‚oÅ›nie i fotel ruszyÅ‚ w dół, a potem do przodu, aż znalazÅ‚em siÄ™ we wÅ‚aÅ›ciwym pojeździe. Na ekraniku przede mnÄ… znowu zaczęły siÄ™ pojawiać szczegóły podróży i zaproszenie do korzystania z Internetu i kanałów telewizyjnych i filmowych. ZatopiÅ‚em siÄ™ w studiowaniu aktualnych wydarzeÅ„ w Nowym Jorku – celu mej podróży i nawet nie zauważyÅ‚em, kiedy pociÄ…g ruszyÅ‚.
   Â Â Â NieÅ‚atwo byÅ‚o spostrzec, że jedziemy, bo unoszony na poduszce magnetycznej pojazd w podmorskim tunelu próżniowym nie wydawaÅ‚ żadnego odgÅ‚osu. DaÅ‚o siÄ™ jedynie odczuwać Å‚agodne przyspieszenie. A byÅ‚o co przyspieszać, bowiem w kulminacyjnym momencie pojazd osiÄ…gaÅ‚ 7 tys. km na godz. i tylko dziÄ™ki tej prÄ™dkoÅ›ci odlegÅ‚ość ponad 10 tys. km ze Å›rodka Pacyfiku przebyliÅ›my w niecaÅ‚e dwie godziny.
   Â Â Â Ale w Nowym Jorku już zapadaÅ‚ zmierzch. Nic dziwnego: do dwóch godzin podróży trzeba byÅ‚o doliczyć sześć godzin różnicy w strefach czasowych. Na szczęście cel podróży byÅ‚ blisko. Na szczyt wieżowca wjechaÅ‚em windÄ… pospiesznÄ…. W holu zostawiÅ‚em wierzchnie odzienie i neseser w zautomatyzowanej szatni, a przed wejÅ›ciem na salÄ™ wsunÄ…Å‚em do czytnika kupon zaproszenia. W Å›rodku już kipiaÅ‚o życie towarzyskie. UkÅ‚oniÅ‚em siÄ™ kilku znajomym oraz skorzystaÅ‚em z wszechobecnych drinków. Jedzenia na razie nie byÅ‚o, ale czekaliÅ›my na przemówienie prezesa firmy. Firma jak na obecne warunki nie byÅ‚a maÅ‚a, głównie przez konieczność dostosowywania siÄ™ do wymagaÅ„ regionalnych. Co prawda w dziedzinie edukacji poczyniono już bardzo wiele, by ustanowić standardy ksztaÅ‚cenia na poziomie Å›wiatowym. To byÅ‚o znakomite antidotum na zmorÄ™ XX wieku, jakÄ… byÅ‚o bezrobocie z jednej strony oraz brak pracowników z drugiej.
      - Nasza firma w ciÄ…gu dziesiÄ™ciu lat z maÅ‚ej „garażowej” dziaÅ‚alnoÅ›ci takich pionierów informatyki, jak sÅ‚ynne Apple przeksztaÅ‚ciÅ‚a siÄ™ w potÄ™gÄ™ Å›wiatowÄ…, obejmujÄ…cÄ… ponad 30 procent rynku. Å»adna inna firma nie ma tyle! – zakoÅ„czyÅ‚ z emfazÄ… wstÄ™p do swego wystÄ…pienia prezes.
   Â Â Â Sala huczaÅ‚a od oklasków.
      - Teraz jednak stoimy przed dwoma poważnymi wyzwaniami. Pierwsze z nich to „szósty zmysł”, który po poczÄ…tkowych niepowodzeniach i niedowierzaniu zdaje siÄ™ wkraczać w fazÄ™ ekspansji. Musimy dostosować nasze metody edukacyjne i oprogramowanie do tych nowych wyzwaÅ„, ale i nowych możliwoÅ›ci. Jeszcze żadna firma na Å›wiecie nie ma poważnych doÅ›wiadczeÅ„ w tej dziedzinie. My musimy być pierwsi!
   Â Â Â  Oklaski.
      - Na dziÅ› najpoważniejszym problemem w tej dziedzinie – kontynuowaÅ‚ prezes – jest pozyskanie dzieci i mÅ‚odzieży, majÄ…cych te nowe możliwoÅ›ci. Nasze wyspecjalizowane sÅ‚użby już od pewnego czasu dwojÄ… siÄ™ i trojÄ…, by werbować tÄ™ nowÄ… część spoÅ‚eczeÅ„stwa, aby wzięła udziaÅ‚ w naszych alfa testach oprogramowania, a przede wszystkim pomogÅ‚a nam zrozumieć, jak skutecznie ksztaÅ‚cić z tymi nowymi możliwoÅ›ciami, ale i nowym bagażem. Dlatego proszÄ™, a nawet zaklinam każdego was, byÅ›cie czynnie wÅ‚Ä…czyli siÄ™ rekrutacjÄ™, korzystajÄ…c z rozmaitych nieformalnych kanałów. To nie jest Å‚atwe, bowiem dotyczy zazwyczaj ludzi niezwykle majÄ™tnych, o wysokiej pozycji spoÅ‚ecznej, czÄ™sto od pokoleÅ„ pielÄ™gnujÄ…cych lokalne szkolnictwo. To naprawdÄ™ nie bÄ™dzie dla was Å‚atwe zadanie, ale przecież nie takim wyzwaniom już sprostaÅ‚a nasza firma. WierzÄ™, że temu też podoÅ‚acie i zwyciężymy również w tym wyÅ›cigu – znowu rozlegÅ‚a siÄ™ burza oklasków, a ja zaczÄ…Å‚em siÄ™ zastanawiać, czy podporzÄ…dkować siÄ™ wymaganiom firmy, czy raczej zasadom savoir   -vivre’u w życiu towarzyskim. Od dzieciÅ„stwa rodzice wpajali nam przecież, że, wbrew zwyczajom koÅ„ca XX wieku, nie wypada „wkrÄ™cać” znajomych i krewnych w tryby wÅ‚asnej firmy w jakimkolwiek charakterze.
   Â Â Â Ale szef nie daÅ‚ mi siÄ™ dÅ‚ugo zastanawiać:
      - Kolejnym wyzwaniem dla jest Mars – sala przyjęła to oÅ›wiadczenie szmerem niedowierzania.
      - Tak, proszÄ™ paÅ„stwa – kontynuowaÅ‚ szef bez cienia konsternacji. – Musimy przyÅ‚Ä…czyć siÄ™ do tego najwiÄ™kszego wyzwania, jakie ludzkość postawiÅ‚a przed sobÄ… na okres kilku wieków. Musimy wziąć udziaÅ‚ w rozwoju kolonii na Marsie, dostarczajÄ…c tam nasze oprogramowanie. To jest nasza przyszÅ‚ość. Tylko w ten sposób możemy zapewnić rozwój firmy w dalekiej perspektywie.
   Â Â Â Ta część przemówienia prezesa firmy miaÅ‚a wyraźnie mniejszy aplauz. Ja jednak chciaÅ‚em prawie go ucaÅ‚ować. Przecież to by mogÅ‚o być rozwiÄ…zanie dla naszych przyjaciół. Może udaÅ‚oby siÄ™ namówić mojÄ… firmÄ™ na sfinansowanie wyprawy na Marsa caÅ‚ej ich rodziny. ZbliżyÅ‚em siÄ™ do prezesa i udaÅ‚o nam siÄ™ wymienić ukÅ‚ony, ale po pierwsze byÅ‚ zajÄ™ty, a po drugie nie chciaÅ‚em rozpoczynać negocjacji bez wyraźnej zachÄ™ty przyjaciół. MuszÄ™ siÄ™ z nimi jak najszybciej porozumieć, najlepiej osobiÅ›cie. WyjÄ…Å‚em komunikator i wszedÅ‚em na ich bloga. Czerwona kreska na oceanie pokazywaÅ‚a trasÄ™ podróży. Widać byÅ‚o, że zbliżajÄ… siÄ™ do Wyspy Wielkanocnej. Tam byÅ‚oby wygodnie nam siÄ™ spotkać. WysÅ‚aÅ‚em do nich wiadomość, a sam zrezygnowaÅ‚em z noclegu i wróciÅ‚em nocnym pociÄ…giem na wyspÄ™. ZmÄ™czony ledwie dowlokÅ‚em siÄ™ do domku. Akurat byÅ‚a pora na nocleg, wiÄ™c już z nikim nie rozmawiaÅ‚em, tylko poÅ‚ożyÅ‚em siÄ™ spać.
   Â Â Â 
   Â Â Â ***
   Â Â Â 
   Â Â Â Minęło parÄ™ dni, niezbÄ™dnych do tego, aby łódź przyjaciół na dobiÅ‚a do Wyspy Wielkanocnej. Tym razem zabraÅ‚em w podróż żonÄ™. Czas mijaÅ‚ szybko i przyjemnie. ByliÅ›my umówieni nie na jachcie, lecz w luksusowej restauracji na szczycie wieży. Kiedy wyszliÅ›my na poziom restauracyjny, oczom naszym ukazaÅ‚y siÄ™ liczne okrÄ…gÅ‚e stoliki na szerokich nogach. Widać byÅ‚o, że kuchnia znajdowaÅ‚a siÄ™ na innym poziomie. Przy jednym ze stolików siedzieli obydwaj bracia:
      - Witajcie. Sami?
      - Tak. ZaÅ‚atwiliÅ›my fachowÄ… i atrakcyjnÄ… opiekÄ™ dla dzieci.
      - Możemy coÅ› zamówić?
      - Ależ proszÄ™ – ekran komputera przymocowany do stolika przesunÄ…Å‚ siÄ™ w naszÄ… stronÄ™ i mogliÅ›my, korzystajÄ…c z wygodnej funkcjonalnoÅ›ci sklepu internetowego, zamówić i zapÅ‚acić za nasze potrawy.
      - PoprosiÅ‚em was o spotkanie, bo zupeÅ‚nie przypadkowo trafiÅ‚em na pewnÄ… szansÄ™ rozwiÄ…zania waszego problemu z przeniesieniem siÄ™ na Marsa – przeszedÅ‚em do rzeczy.
      - O! Na czym to polega?
   Â Â Â WyÅ‚uszczyÅ‚em esencjÄ™ prezentacji prezesa mojej firmy, koÅ„czÄ…c tymi sÅ‚owy:
      - Nie jestem pewien, co siÄ™ da zrobić, ale chciaÅ‚em, abyÅ›cie to wy podjÄ™li decyzjÄ™, czy mamy podjąć rozmowy.
   Â Â Â Bracia tylko spojrzeli na siebie i natychmiast porozumieli siÄ™.
      - Chcemy spróbować – oÅ›wiadczyli zgodnie.
   Â Â Â Tymczasem przygotowane przez mistrzów kuchni potrawy zaczęły siÄ™ pojawiać na naszym stoliku. Używano w tym celu szerokiej nogi stolika jako szybu windy, która przenosiÅ‚a potrawy z innego pomieszczenia. Transportu poziomego dokonywaÅ‚y dosyć proste konstrukcyjnie roboty na kółkach, odbierajÄ…c potrawy z podobnych szybów stolików kuchennych. Duża ilość robotów i wyrafinowany program komputerowy do zarzÄ…dzania nimi umożliwiaÅ‚y uzyskanie wysokiej sprawnoÅ›ci dostarczania Å›wieżo przygotowanych potraw. JednoczeÅ›nie można byÅ‚o znaczÄ…co oszczÄ™dzić na kosztownej w dzisiejszych czasach pracy kelnerów.
      - To w takim razie spróbujÄ™ uzgodnić spotkanie z moim szefem – powiedziaÅ‚em, oddalajÄ…c siÄ™ i Å‚Ä…czÄ…c z sekretariatem firmy, gdzie zostaÅ‚em umówiony na najbliższy pasujÄ…cy termin.
   Â Â Â 
   Â Â Â 
   Â Â Â ***
   Â Â Â 
   Â Â Â StaliÅ›my z żonÄ… na balkonie kosmodromu, machajÄ…c do postaci widocznych za okienkami ogromnego statku kosmicznego. Statek ten leżaÅ‚ na sÄ…siedniej platformie, która wznosiÅ‚a siÄ™ dosyć szybko ku górze, wyciÄ…gana przez kosmicznÄ… windÄ™. MogliÅ›my rozmawiać przez wideotelefony, bowiem statek byÅ‚ wyposażony we wÅ‚asnÄ… stacjÄ™ przekaźnikowÄ…. Jak można siÄ™ byÅ‚o domyÅ›lić, dla dzieci byÅ‚o to ogromne przeżycie, bowiem wreszcie udaÅ‚o siÄ™ pokonać wszelkie trudnoÅ›ci i już za niecaÅ‚e pół roku nastÄ…pi dÅ‚ugo oczekiwane poÅ‚Ä…czenie rodzin. Prezydent mojej firmy zdawaÅ‚ siÄ™ bowiem widzieć w sfinansowaniu tej wyprawy nie tylko wÅ‚asny interes, ale też możliwość pomocy dzieciom, które musiaÅ‚y dotÄ…d chować siÄ™ bez matek.
   Â Â Â 
   Â Â Â 

Czytaj dalej: "Jego wirtualny świat "

Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Bez nich strona nie będzie działała poprawnie. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies.