Tekst Kolonijny detektyw
liczący 1611 znaków był czytany 41 razy
Strona Alana Bita
Kolonijny detektyw
Wydarzyło się to w pałacu w Będlewie w 1968, gdzie w wieku jedenastu lat wypoczywałem na kolonii. Sypialnie powstały przez wstawienie do pałacowych komnat turystycznych łóżek z brezentowym pokryciem od dołu naciąganym na aluminiowej ramie przez gumowe ściągacze.
Pewnego wieczora jedno z łóżek zawiodło i kolega wylądował na podłodze. Wymieniono mu więc łóżko i zapomnielibyśmy o tym, lecz kolejnego dnia sytuacja powtórzyła się. Przyjrzałem się łóżku i zauważyłem, że ściągacze zostały wcześniej przecięte nożem, a od spodu na brezentowym pokryciu widoczne były nacięcia. Wyraźnie ktoś przecinał nożem typu finka. Ponieważ tak się tym interesowałem, więc okrzyknięto mnie detektywem prowadzącym w tej sprawie śledztwo.
Od razu zgłosił się do mnie wychowawca z pytaniem czy czegoś więcej nie wiem. Nie wiedziałem. A następnego dnia przyszedł jakiś kolonista z podobnym pytaniem. Zastanowiło mnie to i postanowiłem go sprawdzić. Poprosiłem przyjaciela, żeby go rozzłościł, co po mistrzowsku zrobił, a ponieważ był silniejszy niż tamten, więc nie został zaatakowany. Za to wieczorem kładąc się na łóżku mój przyjaciel zamiast na nim wylądował … w wodzie, bo nie tylko uszkodzono mu łóżko, ale również złośliwie podłożono pod nie miskę z wodą. Widząc uśmieszek podejrzanego krzyknąłem:
-To on!
I wszyscy włącznie z wychowawczynią zauważyli ten grymas na jego twarzy.
-Więc, to ty zrobiłeś! – naskoczyła na niego wychowawczyni – I poprzednie łóżka też?
Przyznał się do wszystkiego.