Tekst Komplikacje w śledztwie
liczący 2155 znaków był czytany 316 razy
Strona Alana Bita
Komplikacje w śledztwie
Czuję, że ktoś potrząsa mną za ramię.
- Twój telefon dzwoni. Odbierz.
Jeszcze kompletnie zaspany biorę z rąk Żeni wydzierającą się komórkę.
- Mamy trupa na Kalinińskim prospekcie pod numerem 1034 - słyszę głos dyżurnego.
- Już jadę - rzucam.
WstajÄ™ nagi i idÄ™ w kierunku Å‚azienki.
- Co znowu, Kirył?
- Mam pilnÄ… sprawÄ™ - rzucam enigmatycznie.
- Ach te twoje sprawy - słyszę westchnienie zanim zagłuszy je woda z natrysku.
Kiedy wracam chłopak już w spodniach, ale bez koszulki. Ma szczupłą sylwetkę. No cóż. Student pierwszego roku.
- To leć szybko. Ja za chwilę - popędzam go.
Czuję ledwie muśnięcie jego pożegnalnego pocałunku.
W dwadzieścia minut później przekraczam policyjną blokadę wchodząc do przyziemia budynku mieszczącego jakiś klub czy restaurację. Z daleka widzę ekipę na progu toalety.
- Co się stało?
- Kabina była zamknięta od wewnątrz. Morderca trochę się natrudził. Jest ich kilka, więc nikomu nie przeszkadzało. Mężczyzna zapłacił, więc go nie szukano.
- Kiedy nastąpiła śmierć?
- Jakieś pięć godzin temu.
- To jego rzeczy?
- Tak. I jeszcze w ręku znaleziono to - asystent pokazał mi srebrny wisiorek.
Obejrzałem go dokładnie. Był identyczny do mego podarunku sprzed miesiąca. "Nie to niemożliwe" - odepchnąłem od siebie natrętną myśl.
Wstępne wyniki śledztwa nie były zbyt obiecujące. Mężczyzna jadł sam. Nikt go z nim nie widział. Wieczorem zmordowany wróciłem do domu. Po chwili dostaję SMSa. Odpowiadam w umówiony sposób. Żenia znów jest ze mną. Kochamy się namiętnie. Po wszystkim pyta:
- A co to za sprawa?
Nie powinienem, ale wszystko mu opowiadam. Nie wspominam tylko o srebrnym wisiorku, ale pytam:
- Gdzie masz mój prezent?
- Zostawiłem u siebie - lekceważąco kiwa ręką - Muszę już lecieć.
Od rana młyn. Asystent przekazuje mi co znalazł:
- To handlarz żywym towarem. Zaopatruje domy publiczne w Europie Zachodniej.
- Niebezpieczny fach. Może porwał kogoś niewłaściwego i to zemsta? - analizuję.
- Tym bardziej, że brał też chłopców.
Serce podeszło mi do gardła.