Tekst Gra w przyjaźń
liczący 8431 znaków był czytany 338 razy
Strona Alana Bita
Gra w przyjaźń
Miejski Dom Kultury mieści się w niewielkim pałacyku w centrum. Przed nim kwitną klomby z bratkami, pelargoniami i innymi kwiatami. W powietrzu czuje się ich zapach dobrze korespondujący z okolicznym bezruchem. To jednak tylko złudzenie, bo w budynku panuje gwar, gdyż właśnie ogłoszono wyniki konkursu plastycznego.
- Nie wiedziałem, że tak fajnie rysujesz. Gratuluję nagrody. - Drobny chłopak, do którego zwraca się nieco wyższy wygląda na zaskoczonego.
- A ja myślałem, że mnie nie znasz, chociaż ja ciebie tak. Bo ty jesteś Marek, prawda? – zagadnięty odpowiada podając dłoń.
- No pewnie Patryku. Przecież chodzimy do równoległych klas. - chłopak odpowiada uściskiem dłoni pytając życzliwie - Pamiętasz jak graliśmy przeciwko sobie w piłkę?
- Jasne. Byłeś niezły na boisku.
- Ale nie tak dobry jak ty w rysunku.
- Co też opowiadasz? O tych moich rysunkach to nie warto gadać.
- Przecież dostałeś nagrodę. A może ... - tu Marek zawiesił głos - chciałbyś nam pomóc swoim talentem?
- Myślisz, że mógłbym? - zainteresował się Patryk.
- Pewnie, że tak. Robimy właśnie grę komputerową i chciałbym, żebyś do nas dołączył - chłopak zdaje się kusić.
- To ty umiesz robić gry? - brzmi pełne podziwu zdumienie.
- No masz. Informatyka to moje hobby. Połknąłem bakcyla już w przedszkolu - z dumą mówi Marek.
- Ja nie mam o tym pojęcia i nie wiem czy potrafię ci pomóc - wyraża wątpliwość Patryk.
- Spoko koleś - Marek klepie kolegę po plecach uspokajająco. - Wystarczy, że będziesz fajnie rysował, a ja ci pomogę i szybko skumasz jak to się robi.
- W takim razie jestem zainteresowany.
- Dobrze. To umówmy się na spotkanie. Jutro na dużej przerwie przy bufecie. Pasuje ci?
- OK.
Następnego dnia Patryk podchodzi w okolice okienka, gdzie sprzedawane jest jedzenie. Dookoła rozchodzi się zapach parówek z hot -dogów i używanego do nich ketchupu. Od razu zauważa Marka rozmawiającego z bliżej mu nie znaną osobą. Dziewczyna ma kręcone kasztanowe włosy i twarz o łagodnych rysach. Przez chwilę stoi onieśmielony lecz Marek zauważa go.
- Chodź do nas - Marek przywołuje go kiwnięciem dłoni.
Kiedy Patryk zbliża się dokonuje prezentacji:
- Poznajcie się! To jest właśnie Martyna, która opracowuje projekt naszej gry, pisząc scenariusze i dialogi. A to Patryk, którego wczoraj udało mi się pozyskać.
- Widzieliśmy twoje rysunki Patryku i nie możemy się doczekać, kiedy zajmiesz się naszą grą - odzywa się Martyna.
- A ja jestem ciekaw, jak siÄ™ tworzy takÄ… grÄ™.
- To może spotkamy się we trójkę już dzisiaj, u mnie po lekcjach? - proponuje Marek.
Okazuje się, że kończą zajęcia o tej samej godzinie, więc niebawem we trójkę ruszają w kierunku mieszczącego się w pobliżu szkoły mieszkania Marka. W jego pokoju jest trochę sprzętu komputerowego, z czego większość zdaje się pochodzić z dawnych czasów. Patryk zwraca uwagę na wiszącą na ścianie długą na półtora metra i szeroką na pół wstęgę papieru z wyszarzałym wzorem ludzkiej postaci.
- A co to jest? - nie wytrzymuje, wskazując ręką.
- Nie poznajesz? To przecież ten piosenkarz Elvis Presley - Marek zdaje się udawać, że nie widzi powodu zdziwienia kolegi.
- No tak. Można się domyślić, ale technika tego rysunku jest bardzo dziwna.
- Więc przybliż się, by dokładnie obejrzeć jak to jest zrobione.
- To przecież są litery, cyfry i inne znaki. Ale czemu ich użyto, a nie wydrukowano graficznie?
- To wydruk z drukarki z lat siedemdziesiątych. One umiały drukować tylko ubogi repertuar znaków i żadnej grafiki. Ten wydruk to taka zabawa programistów, którzy próbowali wykorzystać komputer do bardziej rozrywkowych celów niż tylko tworzenie zestawień liczb, takich jak listy płac.
- Ciekawe. Nie wiedziałem. A skąd go masz?
- Marek to fanatyk informatyki i zbierania staroci związanych z jej początkami. Jak go tylko sprowokujesz to opowie ci niejedną historię o tych tu eksponatach z jego prywatnego muzeum. Na dziś jednak wystarczy, jeśli mamy coś zrobić - wtrąca się Martyna.
Zabrali się więc raźno do pracy. Patrykowi przypadła do gustu tematyka i sposób w jaki ma toczyć się gra przedstawione przez Martynę. Był również zachwycony kilkoma zrealizowanymi przez Marka scenami animowanymi. Szybko pojął, że umowne wzory użyte przez Marka ma zastąpić swoją grafiką.
- Tylko, że ja nie wiem jak się zabrać za narysowanie tego w trzech wymiarach - poskarżył się w pewnej chwili.
- To jest dosyć proste. Wiesz jak się tworzy modele do sklejania z kartonu? - upewniał się Marek.
- Każdy obiekt jest rozrysowany na płasko jako siatka, którą się wycina, zagina i skleja.
- Tu jest podobnie. Wszystko rysujesz na płaskim i przekazujesz komputerowi jak ma "posklejać" ten obraz graficzny w trzech wymiarach.
Jeszcze długo dyskutowali o szczegółach technicznych, aż zrobiło się późno i musieli się rozstać. Kiedy goście wyszli przed dom zaczynało się ściemniać. Martyna mieszkała niedaleko i po drodze do domu Patryka, więc bez żadnej fatygi chłopak ją odprowadził.
Przez kolejne dni, a potem tygodnie trwała ich wspólna praca nad grą. Pewnego dnia Marek przywołał przyjaciół. Stanęli przy oknie wychodzącym na ośnieżone boisko.
- Patrzcie! Jest ciekawy konkurs dla młodzieży na grę komputerową - Marek wyciągnął i pokazywał ulotkę, którą przyniósł ze sobą do szkoły. Startujemy?
- No pewnie - prawie jednocześnie odpowiedzieli Martyna z Patrykiem.
Wraz z nadejściem wiosny zbliżał się termin oddania prac konkursowych. Pewnego dnia kiedy spotkali się na boisku szkolnym Marek zapytał:
- Wiecie, że projekt trzeba zaprezentować osobiście przed komisją konkursową. Rozmawialiście już z rodzicami o tym wyjeździe?
- Moi się zgadzają. Tata pojedzie ze mną - powiedziała Martyna.
- Ja pojadÄ™ z mamÄ… - dodaje Patryk.
- A ja nie mogę, więc będziecie musieli we dwoje przedstawić ten projekt w Londynie.
- Jak to? Przecież ty to zainicjowałeś i byłeś cały czas głową projektu. Postaraj się jakoś udobruchać rodziców - Martyna jest wstrząśnięta.
Jednak Marek nie chce już o tym więcej rozmawiać.
Kilka dni później Martyna spotyka Patryka i mówi:
- Dowiedziałam się czemu Marek nie może jechać na ten konkurs, ale musisz mi przysiąc, że nikomu nie powiesz.
Patryk kiwa głową potwierdzająco i unosi prawą dłoń.
- Oni mają trudną sytuację finansową i go po prostu nie stać. Dałabym mu te pieniądze gdybym mogła, ale moi rodzice się nie zgadzają. Może ty wiesz, jak by można mu dyskretnie pomóc? - Martyna jest prawdziwie zatroskana.
- Pomyślę - odpowiada krótko Patryk.
Na tydzień przed wyjazdem Marek nagle zwołuje przyjaciół:
- Spadła wam kiedyś gwiazdka z nieba? - pyta rozpromieniony.
Kiwają z niedowierzaniem głowami.
- To teraz wam zdradzę, że nie mogłem jechać, bo moja rodzina ma problemy finansowe. A tu nagle dzwonią do nas z jakiejś fundacji, że sfinansują mi ten wyjazd razem z opiekunem. Od razu kupili bilety lotnicze i zarezerwowali hotel. Wczoraj odebraliśmy. Pojadę z tatą. Cały czas się zastanawiam, jak się dowiedzieli? Wiadomo wam coś o tym?
Oboje przyjaciół kręci przecząco głowami.
Tego dnia wieczorem w domu Patryka ojciec wzywa go na rozmowÄ™:
- NiepokojÄ™ siÄ™ tym, co ty ostatnio wyprawiasz Patryku.
- Chodzi o te pieniądze, które miałem odłożone na obóz narciarski w Alpach?
- Tak. Co się z nimi stało?
- Przecież uzgodniliśmy, że przekażę je wujkowi Antoniemu na jego fundację.
- Ależ to worek bez dna. Nie możesz się tak wyrzekać prezentów od nas.
- Spokojnie tato. To jest tylko jednorazowa sprawa. Ktoś z moich znajomych był w wielkiej potrzebie i poprosiłem wujka, by te pieniądze mu przekazał. Zgodził się również dochować tajemnicy. Tylko my dwaj wiemy o co i o kogo chodzi. Chyba ufasz wujkowi, że nie zgodziłby się na żadne głupoty?
- Pewnie, że tak, ale wszyscy jak coś darowują to od razu to rozgłaszają i jeszcze odpisują sobie od podatku.
- Mnie to niepotrzebne. Wiesz, że ten obdarowany cieszył się jak przedszkolak i nazwał to "gwiazdką z nieba"? Więc i ty obiecaj, że aby nie popsuć tego zachowasz to co wiesz dla siebie.
- ObiecujÄ™.